wtorek, 30 września 2014

Rozdział 13

Nie tylko herosi 


*Annabeth*
-Hej- do pomieszczenia wszedł Percy. -chciałem tylko zapytać...
Zatrzymał wzrok na nowym obozowiczu.
-Skoro już tutaj jesteś. Scott to jest Percy.
-Miło mi cię poznać -chłopak wyciągnąć rękę do syna Posejdona, ale Percy tylko spojrzał na niego jakby byli odwiecznymi wrogami.
-Dobra -odezwałam się chcąc rozluźnić atmoswerę -może cię oprowadzę?
-Będę zaszczycony -uśmiechnął się.
-Pójdę z wami -Percy chwycił mnie za rękę i wyprowadził ze szpitala.

*Percy*
-Napewno wszystko w porządku?- Annabeth sprowdziła mnie z powrotem  na ziemię.
-Co? Tak jest okay.
-Serio? Bo mam wrażenie jakby cię tu wcale nie było. Co ci jest?
-Ja myślę... co ci kupić na urodziny -starałem się nie spojrzeć jej w oczy.
-Urodziny? A nie chodzi o Scotta?
-Nie. Wiesz co, pójdę się kogoś poradzić w sprawię tych urodzin. -Wybiegłem z domku Ateny.
Zacząłem iść w stronę domku Hermesa.
Chciałem zapukać, lecz zanim to zrobiłem drzwi się otworzyły, a przedemną stanął Scott.
-Spodziewałem się ciebie trochę wcześniej.
-Musimy pogadać -wycedziłem przez zęby.
-Wiem, ale nie tutaj. -Wyszeptał -choć.
Zaczęliśmy iść w stronę lasu. Gdy byliśmy już wystarczająco daleko stanął.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Ugryzłeś mnie.
-Ja?
-Tak. 3 miesiące temu byłem z Thalią na misji, a ty mnie ugryzłeś.
-Dlaczego podejrzewasz o to mnie?
-Czyli to nie ty? -Zapytałem zdezorientowany.
-Oczywiście, że ja. Przy okazji dobrze się trzymasz.
Krew się we mnie zagotowała. -Czym ty w ogóle jesteś?
-Serio?
-Co?
-Nie domyśliłeś się po pazurach, oczach czy zębach?
-Co mi zrobiłeś?! -Zacząłem krzyczeć.
-Ty naprawdę jesteś głupi.
-Nie możesz po prostu mi odpowiedzieć?
-Wilkołak.
-Wilkołaki nie istnieją. -Prychnąłem.
-Tak samo jak herosi.
Spojrzałem na niego -O bogowie! Ty mówisz prawdę.
-Myślałeś, że żartuje?
-Więc, czego ode mnie chcesz?
-Musisz mi pomóc znaleźć moich przyjaciół.
-A jeśli tego nie zrobię? -Uniosłem brew.
-Nie masz wyjścia.
-Dlaczego?
-Bo to moje stado, a teraz także twoje. Jestem alfą, a ty moim betą. Jesteś częścią stada.
-Przemyśle to. Idę poszukać Annabeth.
-To ona, prawda?
-Co?
-Ona jest twoją kotwicą. Dzięki niej panujesz nad sobą.
Nie odpowiedziałem tylko odeszłem jak najdalej. To nie może być prawda. To napewno jakiś żart.
 Jeśli Annabeth się dowie... o bogowie. Nawet nie chcę o tym myśleć. 
-Wilkołaki nie istnieją. -Powiedziałem sam do siebie.
Z drugiej strony, jak wyjaśnić szybkość, siłę, słuch, węch i inne dziwne rzeczy, które pojawiły się od ugryzienia?
Doszedłem do domku Ateny, zapukałem delikatnie i otworzyłem drzwi, ale w środku nikogo nie było, więc zawróciłem po czym wpadłem na Annabeth.
-Hej. Gdzie byłaś?
-U Thalii. -Uśmiechnęła się.
-Idziemy do mnie? -Zaproponowałem.
Nie odpowiedziała, tylko chwyciła mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę domku Posejdona.
Ann nie odezwała ani słowem przez całą drogę co mnie zdziwiło.
Siadła na moim łóżku, a ja poszedłem do łazienki przebrać koszulkę na czystą.
Gdy wyszłedłem usiadłem obok niej.
-Wszystko okay? -Zapytałem.
Spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami, a ja nie mogłem się powstrzymać i zacząłem się do niej zbliżać. Gdy dzieliło nas parę milimetrów wyszeptała:
-Ja wiem. -Po czym mnie pocałowała.
Odsunęliśmy się od siebie, a ja byłem tak zaszokowany, że nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. Oparłem się o ścianę, a  Ann położyła głowę na moim torsie. Siedzieliśmy tak dopóki nie usłyszeliśmy ryku z lasu, a moje oczy zaczęły świecić.



***
Tego to się nikt nie spodziewał :)
Sorki, za te meega spóźnienie, ale byłam chora, później nadrabianie i znów jestem chora :(
Ale mniejsza o to.
Co myślicie o rozdziale? Tylko szczerze (albo nie)
Jeszcze raz bardzo ale to bardzo przepraszam.
Na pocieszenie łapcie arcik i gifa. 

niedziela, 7 września 2014

Muwcje

Mówcie mi tu szybko czy chcecie abym pisała również z perspektywy innych np. Scott'a.
Tylko szybko bo jestem w trakcie pisania, a mam fajny pomysł na rozdział.
SZYBKO!!!!

sobota, 6 września 2014

gruby melanż

Okay propo rozdziału powinien on pojawić się jutro, powodem tego jest mój aktualny pobyt na weselu.
To do jutra miśki :*

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 12

"Nowy obozowicz?"


-Co? -Podniosłam głowę. Percy wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami. -Glonomóżdżku...
-Nic ci nie jest?
-Mi? To ty oberwałeś.
-Co tam się w ogóle stało? Zemdlałem?
-Później ci opowiem. 
Szybko pobiegłam po dyżurnego, który zbadał Percy'ego, jego rana się zagoiła, więc mógł wyjść.
-To jakim cudem nie zginęliśmy? 
-Artemida powstrzymała łowczynie.
-A to nie ona je na ciebie nasłała?
-Podobno traci nad nimi kontrolę.
Zmarszczył brwi. -Dziwne.
-Może, ale nie mam ochoty rozmawiać o łowczyniach, a tym bardziej o Artemidzie.
-Jak chcesz. -odetkał Orkan. -Może mały sparing?
Uśmiechnęłam się lekko i wyciągnęłam sztylet. Percy zaatakował, a ja odparowałam jego cios. Chciałam go podciąć ale podskoczył 
-Kiedy stałeś się taki szybki?
-Nie mam pojęcia.
Próbowałam jeszcze pare razy, ale nic z tego.
Koło bramy zaczęła zbierać się grupka ludzi, spojrzałam na Percy'ego i zaczęliśmy biec w ich stronę.
Gdy w końcu przecisnęliśmy się przez półbogów zobaczyłam leżącego na ziemi nastolatka, jego ubrania były poszarpane, a on sam miał na ciele liczne zadrapania. 
Dzieciaki od Apolla wzięli go na nosze i zanieśli do obozowego szpitala.
-Co myślisz? -Zapytał Percy.
-Przeszedł przez barierę, więc to nie śmiertelnik.
Rozległ się dźwięk konhy i wszyscy zaczęli się rozchodzić.
Chwyciłam Glonomóżdżka za ręke i również poszliśmy na kolację.
Usiadłam przy stoliku Ateny i już chciałam wziąć tosta gdy na środek wyszedł Chejron.
-Jak wiecie mamy nowego obozowicza, więc chciałbym abyście zajmowali się nim na zmianę dopóki nie dojdzie do siebię. Lista jest już wywieszona. To tyle.
Wszyscy wrócili do przerwanej czynności.
Skończyłam jeść i zaczęłam iść w stronę wielkiego domu gdzie wywieszona była lista wedłóg, której ja powinnam "czuwać" nad nowym jutro, a Percy dzisiaj.
Zrobiło mi się słabo, wszstko dookoła zaczęło się rozmywać i chyba zemdlałam.
Miałam wrażenie jakbym spadała, zaczęłam się rozglądać, ale zobaczyłam tylko ciemność.
-Annabeth, Annabeth musisz mu pomóc. -Usłyszałam czyjś głos dobiegający... no z każdej strony.
-Kim jesteś? -Krzyknęłam w przestrzeń 
-Komu mam pomóc?
-On nie jest taki jak wy. Musisz mu zaufać. On potrzebuje waszej pomocy.
-Kto?
-Annabeth.
-Powiedz mi!
-Annabeth obudź się! -To był głos Glonomóżdżka.
Otworzyłam oczy i podniosłam się gwałtownie na łóżku ... co?
-Jak ja się tutaj znalazłam?
-Normalnie.
-Rozwiniesz to jakoś?
-Sam widziałem jak wchodziłaś do domku. Coś się stało?
-Nie, nic. -Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 10. -Muszę biec.
Ubrałam się szybko i pobiegłam do obozowego szpitala.
Siadłam przy łóżku chłopaka. Podeszła do mnie córka Apolla.
-Niesamowite, prawda?
-Tak ambrozja chyba zaczęła działać.
-Nie podawaliśmy mu ambrozji, razy same się zagoiły.
Zmarszczyłam brwi, usłyszałam w głowie głos ze snu: "On nie jest taki jak wy"
Może jest bogiem?
-Moje stado.
-Co? -Zaczęłam się rozglądać, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to głos tego chłopaka.
Otworzył oczy -Moje stado.
-Twoje, co?
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu.
-Nie wygląda to jak szpital.
-Bo to obozowy szpital, jak ty się w ogóle nazywasz?
-Scott, Scott McCall.





***
Dobra kochani jak zapewne
zauważyliście planuje wprowadzić
nową postać, a raczej postacie.
Może niektórzy oglądają Teen Wolf, więc wiedzą o co chodz, a jak nie oglądacie to macie zacząć,
Oczywiście żartuje (albo nie), ale 
tak na serio polecam serial jeśli lubicie takie klimaty.
Wstawiam wam rozdział o 6 rano, więc  pewnie przeczytacie go po południu.
Ja zaraz zaaktualizuje bohaterów, więc możecie zajrzeć.
No i co jeszcze? Nie chcę was dołować ale wakacje się skończyły.
Jest zapewne plus:
postaram się częściej dodawać rozdziały.
Zapytacie zapewne "Dlaczego ten rozdział jest tak późno?" 
No więc miałam małe problemy z internetem ale już jest okay. 
To tyle. 



poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 11

"Proszę obudź się"


-Natychmiast przestańcie. -Pomiędzy nami , a łowczyniami pojawiła się Artemida.
Na jej rozkaz dziewczyny opuściły łuki.
-Zabierzmy go stąd. -Podniosłyśmy Percy'ego, który stracił przytomność i zabrałyśmy do obozowego szpitala gdzie podano mu ambrozje.
Chejron przybył na miejsce zaraz po nas.
-Wyjdzie z tego, prawda? -Zapytałam koordynatora.
-Ambrozja zaraz powinna zacząć działać, ale nie jestem pewien kiedy się obudzi.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam stojącą za drzwiami Artemide. Podeszłam do niej powstrzymując gniew.
-Co z nim? -Zapytała bogini.
-Ja ci powiem co! -Zaczęłam krzyczeć.- Ma dziure w  brzuchu i zapadł w śpiączkę, a wszystko przez ciebię i twoje głupie łowczynie!
-Nie tak dawno byłaś jedną z nich.
-Byłam. Teraz już nie jestem.
-Wiem co sobie o mnie myślisz, ale to nie ja nasłałam na ciebię łowczynie.
-W takim razie kto?
-Nie mam pojęcia, ale one nie chcą się mnie słuchać. 
-Ale powstrzymałaś je.
-Tak, ale wymagało to dużo mocy, a nie powinnam tego robić w moim stanie.
-Czyli?
-Niedługo się dowiesz. -Zniknęła.
-Jak ja nienawidze gdy tak robi.
-Gdy kto co robi? -Za mną stała Thalia.
-O bogowie! Wystraszyłaś mnie.
-Jak się czujesz?
-W porównaniu z Percym? Doskonale.
-Co wy tam w ogóle robiliście?
-Byliśmy na randce.
-Ale takiej prawdziwej?
-Wyimaginowanej. Jasne, że prawdziwej.
-Czyli jesteście razem?
-Tak.
-Wiedziałam! -Zaczęła mnie ściskać.
-Nie chc€ narzekać, ale gnieciesz mi rzebra.
-Przepraszam. Niech żyje Percabeth.
-Kto?
-Percy i Annabeth - Percabeth.
-Głupie.
-Ej. Wiesz ile męczyłam się nad połączeniem waszych imion? 
-To ty się baw dalej, a ja pójdę posiedzieć przy Percym.
-Twoim chłopaku?
-Nie mojej rybce. Będziesz się tak wygłupiać?
-Skąd w tobie tyle sarkazmu?
Zignorowałam jej pytanie i weszłam do środka.
Podeszłam do łóżka Percy'ego i usiadłam na krześle.
Złapałam go za ręke i zaczęłam w spominać jak pierwszy raz go spotkałam, bitwe o sztandar i gdy dał mi bluze.
Nachyliłam się i delikatnie go pocałowałam. 
Położyłam głows na jego klatce o zaczęłam słuchać bicia jego serca.
-Proszę obudź się.
-Jesteś cała?








***
No i mamy kolejny rozdział.
Jestę trolę ;)
Troszkę go zmieniłam ponieważ nie
chcę aby pewna osoba przyleciała do mnie bombowcem :D 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Nowy rozdział?

Kiedy pojawi się nowy rozdział?
Kto wie?
No dobra ja wiem, więc wam powiem :)
Albo nie.
Wyzwanie!
Ponieważ nowiótki rozdział jest gotowy i czeka aż go wstawie, ale postanowiłam być wredna. Tak, więc:
Jeśli pod tym postem będzie 5 komentarzy dodam rozdział, to znaczy i tak dodam, ale chcem abyście się troszkę postarali ;)
Kochacie mnie, prawda?
To do zobaczenia, znaczy napisania :*

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 10

"Krwawa randka"


Poprosiłam Percy'ego żeby dał mi samej porozmawiać z Chejronem. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Koordynator siedział przy biurku na swoim wózku.
-Annabeth, co ty tutaj robisz?
-O bogowie. Czy wy nie umiecie normalnie się przywitać?
-Przepraszam, ale czy ty dzisiaj nie wróciłaś do łowczyń?
-Miałam wrócić, ale...
-Zrozumiałaś, że twoje miejsce jest tutaj?
-Dokładnie.
-Annabeth Chase zawiodłem się na tobie.
-Co?! Dlaczego?
-Ponieważ nie zaniosłaś jeszcze swoich rzeczy do domku Ateny. -Uśmiechnął się.
-Czyli mogę zostać?
-Oczywiście. A teraz zmykaj mam dużo pracy.
-Dziękuję.
Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę domku Ateny. Po drodze natknęłam się na Thalię, która z wrażenia upuściła swoją włócznie.
-Annabeth? Co ty tutaj robisz?
-Hej. Mi też miło cię widzieć. Nie jestem już łowczynią. Pa. -Powiedziałam to tak szybko, że wątpie żeby cokolwiek zrozumiała.
Obeszłam ją i pobiegłam do domku.
Rozpakowałam swoje rzecz (znowu) i usiadłam na łóżku. Na szafce leżała karteczka wzięłam ją i zaczęłam czytać. Treść była napisana po starogrecku, więc nie miałam żadnego problemu.

Spotkajmy się przy pięści Zeusa o godzinie 19. Pilne!
Percy.

Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:55. Nie sądziłam, że to wszystko zajmie mi aż tyle czasu. Chwyciłam bluzę i wybiegłam z domku.
Dobiegłam na miejsce minute po.
Percy'ego nigdzie nie było, więc postanowiłam poczekać.
Ktoś stanął za mną i położył dłoń na moim ramieniu.
Chwyciłam tego kogoś za ręke i wykonałam na nim mój słynny chwyt Judo.
Wybuchłam śmiechem ponieważ tym "Kimś" okazał się Glonomóżdżek.
-Przypomnij mi żebym więcej tak nie robił.
-Przepraszam. -Pomogłam mu wstać.
-Moja wina.
-No właśnie. -Zaczęłam się śmiać. -To co jest tak pilne?
-Zobaczysz -wyciągnął z kieszeni kawałek materiału i zawiązał mi nim oczy -zaufaj mi. Tylko błagam nie nabij mi więcej siniaków.
-Nie obiecuje.
Zaczął mnie prowadzić.
Minęło jakieś 10 minut zanim stanęliśmy. Percy odsłonił mi oczy.
Zobaczyłam rozłożony koc, a na nim koszyk piknikowy.
-Witam na naszej pierwszej randce. -Pocałował mnie w policzek.
-Percy, ty to przygotowałeś?
-Nikogo więcej tu nie było, więc albo to byłem ja albo jakiś skrzat na tęczowym jednorożcu.
Wziął mnie za ręke i usiedliśmy na kocu.
Percy wyciągnął z koszyka kanapki, owoce, dietetyczną cole i ciasto.
-Czy to cola od Pana D.?
-Powiedzmy, że mi pomógł, ale jeszcze o tym nie wie.
Gdy skończyliśmy Percy wziął mnie za rękę i poprowadził do drzewa.
Wyciągnął coś zza niego. To był bukiet róż.
-Annabeth zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak. -Pocałowałam go.
-Annabeth Chase -zza drzew powychodziły dziewczyny z łukami -Łowczynie -zdradziłaś panią Artemide dla tego chłopaka. Teraz zapłacisz za to życiem.
-Najpierw będziesz musiała przejść przezemnie. -Percy staną przedemną.
-Jak sobię życzysz. -Puściła cięciwe i strzała wbiła się w brzuch Glonomóżdżka. Percy osunął się na ziemię.
-Nie!
Uklękłam przy nim, jego koszulka była cała we krwi tak jak moje ręce.
-Teraz twoja kolej. - Naciągła cięciwe, a ja zamknęłam oczy.
-Dosyć!







Muszę przyznać, że nie miałam
weny na ten rozdział, ale spędziłam
3,5h w lesie i się opłaciło.
Jeszcze dzisiaj wieczorem
powinien pojawić się rozdział
na drugim blogu bo nie wiem o
której wrócę od babci.




sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 9

"Zostaję"


Artemida patrzyła na mnie oczekując wyjaśnień.
-Nie mogę z tobą wrócić. Moje miejsce jest w obozie. Mam tutaj przyjaciół i...
-Chłopaka. -Przerwała mi.
-On nie jest moim chłopakiem.
Czekałam aż bogini zrobi mi coś straszliwego, ale ona tylko się uśmiechnęła.
-Wróć do swoich przyjaciół córko Ateny oni są ci teraz najbardziej potrzebni.
-I to wszystko?
-Tak. -Bogini się uśmiechnęła.
-Bez żadnej klątwy?
Zaczęła się rozmywać. -Wkrótce wszystkiego się dowiesz, a teraz wracaj. -Zniknęła.
Bez zastanowienia ruszyłam w strone Wielkiego Domu. Po drodze zauważyłam Thalię i Percy'ego.
Założyłam moją czapkę i ruszyłam za nimi.
-Percy uspokuj się. To tylko zwykłe zauroczenie. Poza tym wiedziałeś, że prędzej czy później ona odejdzie, więc po co biegałeś za nią jak piesek? -Zapytała córka Zeusa.
-Nie wiem. 
-Chyba, że sie zakochałeś?
-Nie ... może. -Zaczął iść szybciej.
-A ty dokąd? 
-Nie wiem. Muszę pobyć sam. -Odbiegł.
Zaczęłam biec żeby go nie zgubić.




Znalazłam go przy pięści Zeusa. Siedział opierając się o jeden z głazów.
Podeszłam bliżej.
-Przed chwilą była koncha na obiad.
-Nie mam och... chwila -zerwał się z miejsca -Co ty tutaj robisz?
-Liczyłam na coś w stylu "Hej" albo "Annabeth jak się cieszę, że wróciłaś"
-Przepraszam. Hej, co ty tutaj robisz?
-Stoję.
-Ale wróciłaś?
-Tak.
-Na stałe?
-Tak.
-To co teraz będzie? 
-Idę do Chejrona.
-Co będzie z nami?
-Nie wiem.
-Ale ja wiem. -Pocałował mnie delikatnie. -Dopiero teraz idziemy do Chejrona.
Chwycił mnie za rękę i poszliśmy w stronę Wielkiego Domu.





Witam was moi kochani po tej jakże długaśnej przerwie.
Muszę przyznać, że się stęskniłam za wami.
Jak rozdział? Wiem na razie mało się dzieje, ale spokojnie następne rozdziały będą ciekawsze. 
No i sorki, że taki krótki, ale mój kochany piesek pogryzł mi zeszyt i musiałam go posać od nowa,
Next powinien być we wtorek.



czwartek, 24 lipca 2014

Sprostowanie

Okay. Muszę wam wytłumaczyć dlaczego nie dodaje rozdziałów, więc...
Mam szlaban i to ostry. Zwykle mama oddaje mi wszystko po paru godzinach. Nie tym razem.
Tak, więc rozdziału nie będzie jeszcze przez jakiś czas, ale postaram się odzyskać wszystko jak najszybciej.
Wszelkie skargi i zarzalenia do mojej mamy, której narazie nie ma w domu, więc korzystam z okazji.
No to pozdrawiam was i wgl

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 8

Rozdział dla:
Kochanego Anonimka
Radosnej Oli
I
Paulonatorki



"Rozstania są najtrudniejsze"


Stałam przerażona patrząc na boginie.
Nie potrafiłam odczytać wyrazu jej twarzy.
-Pani Artemido. -Percy wyszedł do przodu -Zanim podejmiesz jaką kolwiek decyzję musisz wiedzieć, że to wszystko moja wina.
-Doceniam twoją szczerość synu Posejdona, ale chcę porozmawiać z moją łowczynią, więc byłabym wdzięczna gdybyś zostawił nas same.
-W porządku. -Odwrócił się spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem i odszedł.
Gdy zniknął za drzewami Artemida odezwała się:
-Annabeth zdecydowałam, że twoja przygoda tutaj się kończy.
-W jakim sensie? -Zapytałam zmieszana.
-Wracasz ze mną i dołączasz do łowów dlatego idź po swoje rzeczy i spotkamy się przy bramie.
Chciałam zaprzeczyć albo powiedzieć co kolwiek, ale głos ugrzązł mi w gardle.
Byłam tak zaskoczona tym co powiedziała bogini, że nie potrafiłam się ruszyć.
Dopiero gdy odeszła wszystko zaczęło do mnie powoli docierać.
Artemida chce żebym wróciła do łowczyń, a ja nie potrafię jej odmówić.
Ruszyłam powolnym krokiem do domku Ateny bijąc się z myślami.
Wściekła otworzyłam drzwi od teraz już byłego mojego domku. Wyjęłam z pod łóżka plecak i zaczęłam się pakować, a ponieważ mam wprawę nie zajęło mi to dużo czasu.
Mimo, że nienawidzę pożegnań, jest jedna osoba, której nie mogę tak poprostu zostawić.
Poszłam na drugą stronę domków i podeszłam do domku nr3, nacisnęłam klamkę po czym weszłam do środka.
Percy leżał na łóżku rzucałąc piłeczką o ścianę.
-Hej.
-Hej. -Starałam się aby mój głos był normalny.
-Po co ci plecak? -Uśmiechnął się.
Wzięłam głęboki
oddech. -Percy ja... odchodzę.
Piłka wykeciała mu z ręki.
-Poczekaj. Co rozumiesz przez słowo "odchodzę"
-Artemida karze mi wracać do łowczyń. Przykro mi.
-Ja ci mówię, że cię kocham, a ty chwilę później powiadamiasz mnie, że odchodzisz i ci przykro? -Głos mu drżał.
-Przepraszam. Ja ... ja nie wiedziałam, że to wszystko tak się potoczy.
-Jak się potoczy? Że będziesz się mną bawić?
-Że się w tobię zakocham. -Łzy napłynęły mi do oczu.
-Nie chcę takiego pożegnacia. -wychrpiał. -Wolę żebyś zapamiętała mnie jako przyjaciela, a nie wroga.
Przytuliłam go.
-Zawsze będziesz moim przyjacielem Glonomóżdżku, a nawet kimś więcej.
Odsunął się.
-Chciałem ci to dać gdy nadejdzie odpowiedni moment, ale lepszego już nie będzie. -Wyjął z szuflady małe pudełeczko po czym wyciągnął z niego bransoletkę i założył mi na rękę. -To nie pozwoli ci o mnie zapomnieć.
-Nawet nie potrafiłabym.
Percy spojrzał na zegarek.
-Czyli nigdy więcej się nie zobaczymy?
Przytuliłam go ten ostatni raz. -Żegnaj Glonomóżdżku.
Odwróciłam się nie patrząc mu w oczy i wyszłam.




Artemida czekała na mnie przy bramie.
-Idziemy?
Spojrzałam jeszcze raz na obóz w którym znów wszystko zostawiam po czym przeniosłan wzrok na bransoletkę znajdującą się na moim nadgarstku.
Przyjrzałam się sowie, która trzymała w swoich szponach trójząb.
Z tyłu było coś wygrawerowane po starogrecku:
"Córka Ateny i syn Posejdona"
Dotarło do mnie co muszę zrobić.
-Nie mogę.








Pam pam jest nowy rozdział.
Zastanawia mnie ile osób myślało, że naprawdę Ann odejdzie.
A teraz pytanie od czapy:
Macie swój OTP?
U mnie bez konkurencyjnie wygrywa Percabeth

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 7

"Mam przechlapane"


Nie wiem ile czasu minęło odkąd nas zamkniętą. Ktoś wszedł do pomieszczenia, otworzył moją celę i wrzucił coś, a raczej kogoś. To Percy.
Jego dziura w brzuchu zniknęła, był blady i słaby, ale żył i to najważniejsze.
-Nico -podeszłam do krat -dasz radę przenieść go cieniem?
-Jasne, ale muszę wziąć jeszcze kogoś.
-Weź Thalie. Ja poczekam.
Kiwnął głową po czm wszedli z córką Zeusa w cień i pojawili się obok mnie.
-Na pewno dasz sobię radę?
-Co to dla mnie?
Podeszli do Glonomóżdżka i zniknęli.

Wszystko szło świetnie do póki nie przyszedł Luke.
Rzucił się w moją stronę i pewnie by mnie złapał gdyby nie syn Hadesa, który pojawił się znikąd. Chwycił mnie za rękę i zniknęliśmy w ostatniej chwili.
Zrobiło się ciemno, zimno i ogarnął mnie dziwny lęk.
Miałam ochotę położyć się na ziemi i rozpłakać na szczęście to uczucie minęło i po chwili znaleźliśmy się na wzgórzu herosów, obok leżał Percy przy którym klęczała Thalia. Podnieśliśmy go we trójkę i zaczęliśmy iść w stronę bramy. Gdy ją przekroczyliśmy momentalnie pojawił się Chejron.
Nie zadawał żadnych pytań, tylko kazał położyć sobię Glonomóżdżka na grzbiecie
Chciałam pójść z nimi, ale koordynator stwierdził, że lepiej będzie gdy pójdę odpocząć.
Nie miałam ochoty się z nim kłócić, więc poprostu zrezygnowałam, a centaur odgalopował z moim... "no właśnie kim?" Postanowiłam nie zawracać sobię tym głowy, a przy najmniej do póki Percy nie wyzdrowieje.
Nie zauważyła kiedy weszłam do domku.
Rzuciłam plecak w kąt i położyłam się na łóżko. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.



-Annabeth wstawaj. -Ktoś zaczął mną potrząsać.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Thalie.
-Nie można już sobię pospać? -Nakryłam się kołdrą
-Nie marudź tylko wstawaj -znów zaczęła mną szarpać -chodzi o Percy'ego.
Po usłyszeniu ostatniego zdania zerwałam się na równe nogi. Moje serce zaczęło bić szybciej.
-Co się stało?!
-Uspokój się. Chejron chce z tobą porozmawiać.
Założyłam buty, wzięłam bluzę i wybiegłam z domku zostawiając przyjaciółkę.
Dobiegnięcie na miejsce nie zajęło mi dużo czasu.
Drzwi były otwarte, więc weszłam bez pókania. Chejron przeglądał jakieś papiery.
-Coś się stało? -Spojrzał na mnie znad kartki.
-Thalia powiedziała, że chcesz ze mną porozmawiać.
-Faktycznie. Usiądź. -Wskazał miejsce na przeciwko siebię.
Podeszłam niepewnie i zajęłam wskazane przez koordynatora miejsce.
-Nico i Thalia opowiedzieli mi o wszystkim co się wydarzyło, ale ciekawi mnie dlaczego Luke nie dał Percy'emu umrzeć, wiesz coś może?
-Tylko tyle, że Percy jest potrzebny Kronosowi. Nic więcej.
-W takim razie możesz już iść.
-A jak on się czuje?
-Powoli zaczyna dochodzić do siebie, ale gdy się obudzi może mieć problemy z pamięcią.
-Czy mogłabym go zobaczyć?
-Jasne jest na górze, więc...
Pobiegłam na górę nie dając mu skończyć.
Percy spał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Miał na sobię obozową koszulkę i czyste spodnie.
Podeszłam bliżej i usiadłam na jednym z krzeseł. W głowie słyszałam słowa Chejrona. Może fata dają mi drugą szanse? Może Artemida o niczym nie wie i będę mogła wrócić? Może tak będzie najlepiej dla nas obojga?
Jeśli tak, to dlaczego myśl o tym tak boli?
Spojrzałam na Glonomóżdżka.
Wygląda tak słodko, pomijając fakt, że się ślini.
Dotknęłam jego ręki, a on otworzył oczy. Był zdezorientowany.
-Co... co się stało?
-Percy dobrze się czujesz?
-Tak, ale kim ty jesteś?
-Nie pamiętasz mnie?
-Nie pamiętam nic prócz swojego imienia, więc kim jesteś?
-Jestem Annabeth Chase, twoja ... -urwałam -przyjaciółka.
W tej chwili moje serce miało ochotę wyjść i mnie spoliczkować.
Zaczął mnie świdrować wzrokiem.
-Pójdę po Chejrona .
Zbiegłam szybko po schodach i wpadłam do gabinetu centaura.
-Percy -wydyszałam -obudził się.
Koordynator najszybciej jak tylko mógł ruszył na górę, a ja za nim.



Po diagnozie Glonomóżdżka Chejron kazał mi go oprowadzić w celu "odświerzenia pamięci" , więc musiałam mu wszystko tłumaczyć.
-Przypomniałeś coś sobie?
-Nie.
-Dobra to została jeszcze Pięść Zeusa.
-Prowadź.
Skręciliśm w stronę lasu.


-Na pewno idziemy w dobrą stronę?
-Tak.
Spojrzał na mnie -Ładnie ci w tej bluzie.
-Oh dzięki. Ona jest... twoja. -Zaśmiałam się.
Stanął.
-Za karzdym razem gdy cię widzę -złapał mnie za rękę -serce bije mi mocniej.
Zaczął się zbliżać, cofnęłam się i wpadłam na drzewo.
-Zabawne, wtedy też byliśmy w lesie.
-Chwila, czy ty... -Nie dokończyłam bo mnie pocałował.
-Mówiłaś coś?
-Tak ty... -Znów zamknął mi usta.
-Teraz ja będę mówił.
-Ale...
-Ciii -położył mi palec na ustach -ja będę mówił.
Skrzyżowałam ręcę na piersi.
-Annabeth Chase, córko Ateny choćbyś nie wiem ile razy mnie odtrącała i zniechęcała ja nie odpuszczę. Myślę o tobie cały czas. Wiem, że herosi nie żyją długo, ale ja cię kocham i nie obchodzą mnie bogowie, potwory i nikt inny. Dla mnie liczysz się tylko ty, więc zostaniesz moją dziewczyną?
Nie odpowiedziałam tylko złapałam go za koszulkę i pocałowałam.
-Czy to znaczy "tak"?
-Zdecydowanie.
Wpił się w moje usta, a ja oddałam pocałunek muskając jego ciepłe wargi.
Wplotłam palce w jego włosy, a on położył mi rękę na tali.
Usłyszałam znajomy głos:
-Annabeth Chase.
Odwróciłam się.
Za mną stała Artemida.






Nie jest zbyt przesłodzony?
Jestem w opur zmęczona i czuję się jakby traktor po mnie przejechał
Powód:
Pająk w pokoju XD
A wy boicie się czegoś?


niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 6

Wpadamy w tarapaty


Stoję w pokoju, który jest ... różowy?
Tak to zdecydowanie róż w dodatku strasznie jaskrawy.
Przedemną zmaterializowała się jakaś postać.
-Afrodyta?
-Witaj skarbie.
-Czego chcesz? -Wycedziłam przez zęby.
-Dlczego masz zły chumor? Powinnaś się cieszyć znalazłaś chłopaka. Czyż to nie cudowne?

-Chwila. To twoka wina. Prawda? Rzuciłaś na mnie jeden z tych swoich cholernych uroków.
Bogini pokręciła głową. -Jesteś taka bystra lecz nie widzisz oczywistych rzeczy.
-W jakim sensie? -Skrzyżowałam ręcę na piersi.
-Czasami miłość wybiera własną drogę.
-O czym ty do cholery mówisz? Przecież ty od tego jesteś.
-Masz racje, ale twoje serce samo wybrało i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam tak silnego uczucia. Daje ci kredyt Annabeth Chase -zaczęła się rozmywać -nie zmarnuj go.

Obudziłam się zdezorientowana. Percy siedziała kawałek dalej wymachując swoim mieczem z nudów.
Zaczęłam się śmiać, a on momentalnie się odwrócił i uśmiechnął.
-Jak się spało? -Podszedł do mnie.
-Daj spokój -chwyciłam go za rękę -nasza przyjaciółka nas potrzebuje, a ty się mnie pytasz o coś takiego. Chodź.
-Musimy poczekać.
-Żartujesz?! -Zaczęłam krzyczeć. -Thalia tam cierpi, a ty karzesz mi czekać?!
Zaczęłam płakać.
-Spokojnie -przytulił mnie - musimy poczekać na mojego przyjaciela on nam pomoże.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły.
Usłyszałam chrząknięcie i szybko się odsunęłam chwytając za sztylet. 
-Nico jak dobrze, że jesteś. -Percy podszedł do chłopaka ubranego na czarno i przybił piątke. -Wiesz gdzie jest?
-Jest tam gdzie podejrzewałeś.
Podeszłam bliżej.
-Ale jestem głupi. -Glonomóżdżek uderzył się w czoło. -Nico to jest Annabeth Chase.
-Nico di Angelo -wystawił rękę -jesteś dziewczyną Percy'ego?
-Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Okej. -Spojrzał na syna Posejdona-Spotkamy się na miejscu.
Zniknął tak samo szybko jak się pojawił.
-Nie wiedziałem, że przyjaciele się całują. -Odwrócił się i zamknął oczy.
"Super teraz będzie się na mnie obrarzał."
-Będziesz tak stał?
Nie odezwał się. Po chwili dostrzegłam ciemny krztałt na niebie. Przed nami wylądował czarny pegaz.
-Ann to jest Mroczny. -Pogłaskał zwierzę. -Nie ona nie ma donatów.
-Nie wiedziałam, że masz pegaza.
-Nie można wiedzieć wszystkiego. -Wsiadł na Mrocznego po czym wyciągnął rękę i mi pomógł.
-Dokąd lecimy?
-Na Księżniczke Andromedę.





Wylądowaliśmy na dolnym pokładzie.
Glonomóżdżek kazał Mrocznemu gdzieś odlecieć.
-Gdzie jest Nico.
-On da sobię radę. -Zaczą się rozglądać. -Musimy iść zanim ktoś nas zauważy.
Przystałam na jego propozycje. Nie mam ochoty na walke.
Zaczęliśmy otwierać jedną kabine po drugiej w poszukiwaniu Thali.
Usłyszałam dźwięk kroków, Percy chwycił mnie za rękę i pociągnął do jednej z kabin.
-Po co my to robimy? -Zapytał jakiś chłopak.
-Pan Luke kazał nam wszystko przeszukać. Podejrzewa, że reszta gdzieś się tu kręci. -Odparła dziewczyna.
-Zawsze dostajemy najgorszą robotę.
Odeszli, a ja zaczęłam się rozglądać.
Zebrało mi się na wymioty.
Metr od nas na podłodze leżało coś podobnego do jaj, a dwuch z nich była Thalia i Nico.
Odwróciłam się, żeby na to nie patrzeć i przytuliłam się do Glonomóżdżka.
Nie wiem czy chciało mi się bardziej płakać czy przywalić temu kto to zrobił.
Percy pocałował mnie w czoło. -Będzie dobrze.
-Musimy ich wyciągnąć. -Podeszłam do tego w którym była Thalia i chwyciłam za sztylet.
-Czekaj możesz im coś zrobić.
-Nie mam wyboru.
Widocznie się ze mną zgodził bo podszedł do Nika i odetkał Orkan.
-Na trzy.
Zaczęliśmy odlliczać, a następnie przecięliśmy to świństwo. Nasi przjaciele upadli kaszląc.
-Co na Hadesa się stało?
-Nie mamy czasu. Musimy uciekać.
Podeszłam do drzwi i popełniłam największy bląd. Otworzyłam je wpałam na grupę półbogów.
-Proszę, proszę -odezwał się jeden- czyli Luke miał racje. Zabierzcie ich do niego.
Dwójka podeszła do mnie, pozbawili mnie broni, zawiązali czy i zaczęli gdzieś prowadzić.




Ktoś ściągnął mi przepaskę z oczu.
-Pan Luke zaraz zaszczyci was swoją obecnością.
Prychnęłam. Percy złapał mnie za rękę, a ja oparłam głowę o jego ramię.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł syn Hermesa z kilkorgiem innych półbogów.
-Czy ja już was nie złapałem? -Zwrócił się do Thali i Nika.
-Może już warjujesz.
Przeszedł dalej i stanął na przeciwko mnie i Percy'ego.
-No proszę. Moja dawna przyjaciółka i wróg numer jeden. -Zmarszczył brwi. -Jesteście parą? Sądziłem, że wciąż się we mnie podkochujesz.
-Możesz sobię pomarzyć.
-Mój informator powiedział, że jesteś łowczynią.
-Widocznie jesteś źle poinformowany.
-Podoba mi się twoje podejście dlatego to ciebię zlikwiduję jako pierwszą.
-Tknij ją tylko -odezwał się Percy- a przysięgam na Styks, że odeślę cię do Tartaru razem z tą twoją żałosną armią.
-Dlaczego tak ją bronisz. Ona cię nie kocha. Jest z tobą tylko dlatego, żeby zapomnieć o mnie.
Glonomóżdżek nie wytrzymał i rzucił się na niego, ale jeden ze sługusów był szybszy i wbił mu miecz w brzuch.
-Nie!
-Percy upadł na podłogę i zaczął się trzęść.
Uklękłam przy nim ze łzami w oczach.
-Ty idioto, coś ty zrobił?! -Luke zaczął się wydzierać.
-Ja... ja nie wiem.
-Jak to nie wiesz? Mówiłem, że on jest potrzebny Kronosowi. Zejdź mi z oczu, a wy dwoje po lekarza. Już!
Ktoś do mnie podszedł o złapał za ręcę.
Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, ale to nic nie dało. Zaczęło się robić ciemno i chyba straciłam przytomność.




Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Ten szajbus nad zamknął.
Thalia i Nico byli w jednej celi zaraz obok.
Po chwili dotarło do mnie co się wydarzyło. Percy jest ranny, albo już nie żyje.
-Jak się czujesz? -Zapytała Thalia.
-Źle.
-No tak. Kiepskie pytanie.
-Chyba nic gorszego się nie może zdarzyć.
-Poczekaj, aż Nico ci coś powie. Zmienisz zdanie.
-Zanim mnie złapali podsłuchałem rozmowe Luke'a.
-No i co mówił?
-Powiedział, że cała broń została nasmarowana jadem Kampe.







Wróciłam wczoraj, a raczej dzisiaj o 3.00, ale jest rozdział :)
Co myślicie?


niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 5

Rozdział dla Kochanego Anonimka i Radosnej Oli

Porwanie



-Co?! Powiedz, że to żart.
-Wyglądam jakbym żartowała?
-Przepowiednie są dwuznaczne. -Próbowałam się pocieszyć.
-Tak, a zwłaszcza ostatni wers. Bardzo dwuznaczny. -Przewróciła oczami.
Chciałam się z nią kłucić, ale do domku Thali wszedł Glonomóżdżek.
-Hej. -Uśmiechnął się do mnie. -Mogę ci pomóc się spakować jeśli chcesz.
-Dam sobię radę. -Rzuciłam w jego stronę i wyszłam najszybciej jak mogłam.
Wparowałam do domku Ateny, podbiegłam do szafki wyciągnęłam z niej plecak i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy skończyłam usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach.
Miałam ochotę się rozpłakać. "Dlaczego moję życie musi być tak pokręcone?"
Przez to wszystko zrobiłam się strasznie senna, więc się położyłam.


Zaczęłam uciekać sama nie wiem przed czym, ale to coś było coraz bliżej. Nagle podknęłam się i upadłam. Byłam pewna, że to jakiś wystający korzeń, ale gdy spojrzałam w tamtą stronę omal nie dostałam zawału.
Na ziemi leżał Percy cały zakrwawiony w brzuchu miał ranę zupełnie jakby ktoś nadział go na miecz. Podeszłam, żeby sprawdzić puls, ale go nie wyczółam, dotknęłam jego policzka, był zimny, a oczy miał zamknięte.
Przytuliłam się do jego torsu i zaczęłam płakać.
W tym momencie miałam gdzieś to co mnie goniło.
-To nie dzieje się naprawdę. -Zaczęłam krzyczeć Percy'emu do ucha. -Ty żyjesz, musisz. Dla mnie.
-Annabeth.
Podniosłam się. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się w domku Ateny, a kołomnie stała moja matka.
-Mamo co ty tutaj robisz?
-Muszę ci coś powiedzieć. -Jej ton mnie przeraził 
-Co się stało?
-Muszę to zaakceptować?
-Co zaakceptować?
-Poddałam cię próbie. Teraz widzę, że to co utworzyło się między wami jest potężne.
-O czym ty do cholery mówisz?
-O tym co czujesz do syna Posejdona,
-Ja nic do niego nie czuję. Jestem łowczynią.
Atena pokręciła głową. -Fata już dawno powiedziały mi jaki będzie twój los. Artemida też wie i wiedziała od samego początku. Przyjęła cię do łowczyń bo ja jej kazałam. Możesz sobię wmawiać, że go nie kochasz, ale obie wiemy, że jest inaczej. 
Chciałam jej powiedzieć, że nic z tego nie rozmiem, ale było już za późno.
Moja matka rozpłynęła się, a ja obudziłam się we własnym łóżku.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 5.50. "Nie dobrze. Mamy się spotkać o 6 przy sośnie."
Wstałam z łóżka, ubrałam się najszybciej jak mogłam, wzięłam plecak i wybiegłam z domku.
W umówione miejsce dotarłam w niecałe 5 minut.
-Hej. Zacząłem się martwić. -Odezwał się Percy.
Nie odpowiedziałam mu tylko podeszłam do Thali. To śmieszne, ale uznałam, że najlepszym wyjściem będzie unikanie go.
-Co ty wyprawiasz? -Zapytała moja przyjaciółka.
-Nie rozumiem.
-Wiesz, że w ten sposób tylko go zranisz.
-Daj spokój. -Podeszłam do furgonetki i wsiadłam do środka.
Thalia usiadła po śeodku, a Percy po drugiej stronie co mnie ucieszyło, a jednocześnie zdenerwowało.
W głowie wciąż słyszałam głos Ateny; "Fata już dawno powiedziały mi jaki będzie twój los" Co miała na myśli?
Percy cały czas mi się przglądał. W jego oczach zauważyłam smutek, żal i złość.
Znów usłyszałam głos matki:
"Możesz sobię wmawiać, że go nie kochasz, ale obie wiemy, że jest inaczej"
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam gdy furgonetka się zatrzymała.
Wzięliśmy swoje rzeczy i wysiedliśmy
-To dokąd teraz? -Zapytał Percy.
Jedyne informacje jakie otrzymaliśmy to odnalezienie czegoś co doprowadzi nas do Luke'a.



***

Chodziliśmy po mieście aż do wieczora, ale nie natkneliśmy się na nic. Przenieśliśmy się do lasu żeby znaleźć nocleg.
-Pójdę poszukać suchego drewna na ognisko.
-Pomogę ci -Percy wstał.
-Nie powinniśmy zostawiać Thali samej.
-Dam sobię radę. 
Spojrzałam gniewnie na przyjaciółkę.
-Dobra chodź.

Przez 5 minut szliśmy w ciszy.
-Jak długo będziesz to robić?
-Ale co? -Uniosłam brew.
-Ignorować mnie, traktować jak powietrze.
-Ja cię nie ignoruję. Po co miałabym to robić? Pomyśl.
-Wiesz co myślę? Ty się boisz.
-Ja się boję? Niby czego?
-Stanął na wprost mnie. Jest tylko o pół głowy odemnie wyższy. -Boisz się tego co do mnie czujesz bo wiesz, że to jest zbyt silne.
-Niczego do ciebie nie czuję.
-Serio?
-Serio.
Percy zrobił coś czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie.
Zrobił to delikatnie, jakby bał się że zrobi mi krzywdę. Jego wargi były słone. Mój mózg na chwilę się wyłączył.
Odsunął się odemnie i oparł swoje czoło o moje.
-Proszę nie odtrącaj mnie. -Wyszeptał. -W ten sposób ranisz nas oboje.
Już miałam powiedzieć, że nie będę, że go kocham i chcę z nim być, ale z daleka usłyszęliśmy ryk potwora.
Ruszyliśmy w tamtą stronę. Thalia wlczyła z Mantikorą.
Percy chciał jej pomóc, ale zanim zdąrzył wyciągnąć długopis oboje zniknęli.
Stanęłam oszołomiona zupełnie ja Glonomóżdżek.
Zaczęłam panikować. -Percy my musimy jej szukać.
Podszedł do mnie. -Znajdziemy ją. Obiecuję.
-No to na co czekasz?
-Nie warto teraz ryzykować. Zrobimy to rano, a teraz lepiej się prześpij. -Pocałował mnie tym razem pewniej. -Ja wezme wartę.
Nie pamiętam kiedy zasnęłam.







I jak? Może być
Piszcie komcie (zrymowało się)
Nwm kiedy next, ale będę was informować. Okay?


wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 4

Thalia nas wybiera

-Bluzy zapomniałam cwczoraj oddać, więc ją przyniosłam.
-Nie trzeba było, mówiłem, że ty w niej lepiej wyglądasz.
-W takim razie biore ją sobie -wzięłam bluzę w rękę - a ty się ubierz i chodź na trening.
-A ty gdzie?
-Na arene.
-A nie możesz na mnie poczekać?
-Mogę tylko się pospiesz.
-Zaraz wracam. -Wziął ubrania z szafki i pobiegł do łazienki. -Tylko czekaj.
Nie minęło nawet 5 minut.
-Szybki jesteś.
-Bałem się, że pójdziesz. -Wydyszał. -Chyba pobiłem rekord.
Zaśmiałam się. -Zapomniałeś o włosach.
-To nie problem. -Przeczesał je palcami.
-Dobra chodź. -Wyszliśmy z jego domku.
-Serio przyszłas tylko oddać bluzę?
-Tak, a co?
-A nie stęskniłaś się? -Poruszył brwiami.
-Jestem łowczynią. -Wystawiłam mu język.
-A może...
-A może, co?
-Nie ważne.
-No powiedz.
-Może za miast na trening poszli byśmy na plażę?
-W sumie. Czemu nie?
-Serio?
Tak. Idziesz czy nie?
Poszliśmy wolnym krokiem.
Chciałam usiąść na piasku, ale Percy pociągnął mnie za rękę.
-Dokąd mnie ciągniesz?
-Do wody.
-Ale ja nie chcę.
Spojrzał na mnie jak na idiotke po czym wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wody.
-Percy puść mnie, proszę.
-Nie. -Uśmiechnął się. -Musze ci coś pokazać.
Gdy się zanurzyliśmy zamknęłam oczy i wstrzymałam oddech, ale okazało się, że nie potrzebnie ponieważ Percy stworzył w okół mnie bąbel powietrzny.
Przez cały czas trzymał mnie za rękę, co mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Percy pokazywał mi przeróżne ryby i rafy koralowe.
Glonomóżdżek puścił mnie i gdzieś odpłynął, na szczęście nie na długo.
Znów chwycił moją dłoń, wypłynęliśmy na powierzchnie i wyszliśmy na brzeg.
-Percy tam było niesamowicie.
-Dasz mi swój naszyjnik?
-Po co ci?
-Zaufaj mi.
-Okay. -Podałam mu moje gliniane paciorki.
-I zamknij oczy.
Zrobiłam co chciał. Po chwili poczółam jego chłodne palce na mojej szyji. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Glonomóżdżek odgarnął mi włosy i zawiązał rzemyk.
-Dobra, otwórz.
Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na paciorki. Na naszyjniku wisiał teraz niebieski koral.
-I jak?
-Jest piękny. -Przytuliłam go. -Dziękuję.
-Będzie ci przypominał o mnie.
-O tobie?
-To znaczy o dzisiejszym dniu. -zrobił się czerwony -w końcu spędziłaś go ze mną i...
-Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję.-Zaczęłam się do niego zbliżać.
-Tu jesteście! -Nie wiadomo skąd pojawiła się Thalia. - Szukam was od godziny.
-Coś się stało?
-Tak. Chejron zwołał zebranie i tylko was gołąbeczki brakuje.
-Dobra nie złość się. -odezwał się Percy po czym chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę wielkiego domu.


***
Wpadliśmy zdyszani do pomieszczenis, a zaraz po nas wbiegła Thalia.
-Przepraszamy za spóźnienie. -Powiedzieliśmy równo.
-Gdzie wy byliście?
-Na plaży -wtrąciła córka Zeusa -robili do siebie maślane oczka.
-Jak romantycznie. -Westchnęła Silena.
-Nie prawda. -Zaptzeczyłam. -My tylko rozmawialiśmy.
-Więc nie jesteście razem? -Ciągnęła córka Afrodyty.
-Nie.
-To dlaczego ciągle trzymacie się za ręce?
Puściłam szbko ręke Glonomóżdżka.
-Uspokujcie się już i usiądźcie. Mam wam coś ważnego do powiedzenia.
Usiadłam koło Thali, a Percy na przeciwko.
-Co jest tak ważnego? -Zapytała Clarisse.
-Chcę was powiadomić o nowej misji.
-Kto ją poprowadzi? -Zapytała Thalia.
-Ty, dlatego udasz się teraz do wyroczni po przepowiednie, a reszta wróci do swoich zajęć.
Wyszłam najszybciej jak tylko mogłam, ale Percy mnie dogonił.
-Gdzie idziesz?
-Do domku. Źle się czuje.
-To może cię odprowadze?
-Jak chcesz.
-Słuchaj -zaczął -chcę cię przelrosić za tamto.
-Nic się nie stało. -Staneliśmy pod drzwiami domku Ateny.
-Serio?
-Tak.
-Czyli ci sie podobało. -Poruszył brwiami.
-Odrobinke przesadzasz. -Zaśmiałam się. -Jak ty to robisz?
-Co?
-Zawsze potrafisz mnie rozśmieszyć.
-Samo wychodzi.
-Mówisz?
Tak, a teraz idź się połżyć bo cię zaniose.
-Bierz mnie. -Zaczęłam się śmiać.
Percy wziął mnie na ręce i otworzył drzwi od domku po czym położył mnie na łóżku.
-Masz odpoczywać. -Pocałował mnie w policzek po czym wyszedł.
Zaczęłam obracać koral od Percy'ego i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.



***
-Ann wstawaj.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Glonomóżdżka pochylonego nad moją twarzą.
-Co ty robisz?
-Budze cię, nie widać? -Odsunął się. -Już chciałem cię całować żeby sprawdzić czy się uda.
-W mózg się pocałuj. Po co mnie budzisz?
-Thalia wybrała cię na misje. Powinnaś się spakować.
-Co?! -Wstałam i wybiegłam z domku. -Przepraszam.
Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam i zanim się obejrzałam stałam pod domkiem Thali. Weszłam bez pukania.
-Wybrałaś mnie na misje?
-Tak w końcu jesteś moją przyjaciółką.
-Kogo jeszcze?
-Percy'ego
-A przepowiednia?
-Nie chcesz jej znać.
-Dlaczego? No powiedz.
-Okay, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Zaczęła recytowć:
"Troje przyjaciół w poszukiwaniu wroga wyruszy
Niestety w kłopoty wpadną po uszy
Córka Ateny łowczynią będąc
Przysięge daną bogini złamie
Z chłopakiem się już nie rozstanie."











Wracam ze spóźnionym rozdziałem
za co was strasznie przepraszam, ale
ostatnio nie mam czasu na nic.
Mam nadzieję, że mi wbaczycie.
Next za tydzień

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 3

Czy powinnam się tak zachowywać?


Nie chciałam isć z nim na te ognisko. To znaczy chciałam, ale nie chciałam... cholera to skomplikowane.
Tak czy inaczej szliśmy razem w ciszy, a ja ciągle mu się przyglądałam i sama nie rozumiałam dlaczego to robię.
Co on takiego w sobie ma?
Owszem jest bardzo przystojny, miły te jego morskie oczy i...o bogowie, o czym ja myśle?
-Dosyć- Skarciłam się w myślach.
Gdy doszliśmy na miejsce wszyscy obozowicze skupili swój wzrok na nas.
Speszona szybko uciekłam na ławkę, którą zajęło moje rodzeństwo, a Percy podszedł do Thali i zaczęli rozmawiać.
Czy to normalne, że jestem zazdrosna o ich relacje?
Próbowałam skupić się na piosenkach śpiewanych przez dzieci Apolla, ale przez cały czas czułam na sobię wzrok syna Posejdona. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale fakt, że on stoi tak blisko, a ja nie mogę do niego podejść mnie denerwował. Co jest absurdalne bo jestem łowczynią i nie powinnam nawet tak myśleć.
Nie wytrzmałam i poszłam.
Potrzebowałam miejsca gdzie będe mogła się wyciszyć, ale dlaczego poszłam na plaże? Usiadłam na ciepłym piasku wpatrując się w horyzont.
On jest taki ... inny. Może o to chodzi.
Albo Afrodyta nie ma już co robić.
-Dlaczego sobie poszłaś?
-O bogowie! -Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam Glonomóżdżka, który usiadł kołomnie. -Chcesz żebym dostała zawału?
-Przepraszam, ale żałuj, że nie widziałaś swojej miny. -Zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne -Wstałam. -Jesteś idiotą.
-Gdzie idziesz?
-Do domku. Robi się zimno.
-A nie mogłabyś zostać jeszcze troszkę?
Spojrzałam na niego. -Percy jest już późno.
-Plooose. -Zrobił mine szczeniaczka.
-Dobra, ale tylko chwile. -Usiadłam na poprzednim miejscu. -Po co mam zostać?
-Najpierw załuż bluze bo nie chcę żebyś się rozchorowała. -Podał mi ją. -A teraz opowiedz mi coś o sobie.
-A czy ty już nie wyciągłeś infornacji od Thali?
-Nie zdąrzyła mi powiedzieć wszystkiego.
Zaśmiałam się po czym powiedziałam mu wszystko co chciał wiedzieć, tylko nie rozumiem po co mu informacja o moim ulubionym kolorze.
-Dobra teraz ty.
-Okay.
-Jesteś całoroczny?
-Nie, ale może kiedyś.
-Kto cię przyprowadził do obozu?
-Grover.
-Brakuje mi pomysłów, więc dodaj coś od siebie.
-Jak sobie życzysz. Mój ulubiony kolor to niebieski, nie potrafię strzelać z łuku...
-Serio? -Przerwałam mu. -Może kiedyś dam ci lekcje.
Glonomóżdżek spojrzał na zegarek. -Nie chcę cię martwić, ale jest 2 w nocy.
-Naprawdę. -Zabawne, że z nim czas płynie tak szybko. -Lepiej chodźmy.
Wstaliśmy i zaczęliśmy iść w stronę domków. Percy uparł się, że mnie odprowadzi. Oczywiście nie obeszło się bez wygłupów.
Stanęliśmy pod drzwiami mojego domku. Percy zaczął się do mnie zbliżać, a ja się nie opierałam.
Nasze twarze dzieliły milimetry. -Śpij dobrze. -Wyszeptał po czym odszedł.
Przez chwile wpatrywałam się w miejsce gdzie niedawno stał syn Posejdona po czym otworzyłam drzwi i weszłam do srodka.
Szybko się przebrałam i położyłam się spać.

***

Gdy wstałam nikogo już nie było, więc szybko się ubrałam i wybiegłam z domku.
Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi byli zbyt pochłonięci swoim śniadaniem.
Przysiadłam się do stolika Ateny i zaczęłam smarować chleb dżemem.
-To twoja bluza? -Zapytała Camile.
-Co? Nie. -Dopiero teraz zauważyłam, że przez pomyłke wzięłam bluze Glonomóżdżka, którego nie było na śniadaniu.
Zjadłam najszybciej jak tylko mogłam i podeszłam do Thali.
-Hej.
-No, witam panią Jackson.
-Okay. Co bracia Hood dosypali ci do picia?
-Co? Nieważne. Widziałam ciebię i Percy'ego wczoraj na plaży.
-No tak. Rozmawialiśmy.
-Czyli to nie była randka? -Uniosła brew.
-Skąd ci to przyszł do głowy?
-Muszę iść. -Odbiegła.
Powinnam się bać ponieważ widziałam w jej oczach ten charakterystyczny błysk, który pojawia się gdy coś kombinuje, ale postanowiłam na razie o tym nie myśleć, więc ruszyłam w stronę domku Posejdona.
Ściągnęłam bluze Percy'ego i zapukałam lekko do drzwi.
Nikt się nie odzywał, więc nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka.
Poczółam morską bryzę, ale nie zdziwiło mnie to. Byłoby nawet przyjemnie gdyby nie pustka. Tylko jedno łóżko wyglądało na używane i to dosłownie bo spał na nim Percy.
Podeszłam cicho do szafki i odłożyłam bluzę na miejsce, spojrzałam na Glonomóżdżka po czym ruszyłam w strone wyjścia. Już miałam otwierać drzwi.
-Znamy się tak krótko, a ty już robisz porządki.






Tak to ja. Tęskniliście? 
Thalia shipuje Percabeth?
Co myślicie o rozdziale?
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi XD





niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 2

Bitwa i kąpiel
Usiadłyśmy na łóżku Thali.
-To twój kolega?
-Percy? Tak to tylko przyjaciel. A dlaczego pytasz?
-Tak tylko.
-A-ha.
-O co ci chodzi? Jestem łowczynią. Nie zapominaj.
-Dobra spokojnie. Nie denerwuj się bo tak mu nie zaimponujesz.
-Jesteś niemożliwa. -Wstałam. -Idę sobie.
-Przepraszam. -Podeszła do mnie. -Wybaczysz mi?
-Okay, ale masz ostatnią szanse.
-Dziękuje. O litościwa pani. -Wybuchnęłyśmy śmiechem-Słyszałam, że jesteś kapitanem.
-Skąd wiesz?
-Percy mi powiedział.
-A co dokładnie ci powiedział?
-Dobra cytuje "Drugim kapitanem jest taka śliczna blondynka Annabeth. Znasz ją?" I wtedy zaczął o ciebie wypytywać.
-O bogowie.
-A wogóle wybrałaś już domki?
-Myślałam nad domkiem Apolla, Hermesa i twoim.
-Ja się zgadzam.
-Świetnie to teraz chodźmy zorganizować resztę.
Wyszłyśmy od Thali i miałyśmy zamiar iść do Hermesa, ale po drodze natrafiłyśmy na Percy'ego.
-Cześć. Gotowa na przegraną?
-Co prosze? To ty będziesz płakał po przegranej z dziewczyną.
-Nie byłbym tego taki pewien.
-Idiota.
-W twoich ustach brzmi to jak komplement.
-Zaraz będziesz go miał odbitego na twarzy.
-Jeśli chcesz to śmiało. Dla ciebie wszystko.
Thalia powstrzymywała się od śmiechu.
Miałam straszną ochotę go uderzyć, ale postanowiłam zachować siły na później, więc poprostu odeszłam.
-Co to było?
-Pokonam go dziasiaj.
-Jako twoja przyjaciółka powinnam cię ostrzec, że w szermierce jest lepszy nawet od Luke'a.
-Nie obchodzi mnie to. Dostanie za swoje.
-Dobra chodźmy.
Domek Hermesa bez wachania się zgodził, ale Apollina trzeba było przekonywać. Zgodzili się pod warunkiem, że jeśli wygramy będą mogli zaśpiewać.
Strategie też mamy opracowaną czyli wszystko gotowe.
Do gry zostało jeszcze 10 minut, więc poszliśmy na miejsce.
Ustaliłyśmy, że domek Apolla razem z Thalią broni flagi, a Hermesa i Ateny atakują.
Gdy już wszyscy się zebrali, a Chejron przypomniał zasady zabrzmiał dźwięk konhy oznaczający, że możemy zaczynać.
Zaczęłam biec w stronę pięści Zeusa powalając przy tym paru przeciwników. Thalia coś do mnie krzyczała żebym uważała na wodę, ale ją zignorowałam.
Przeskoczyłam przez strumyk i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Percy'ego.
Owszem chcę się na nim zemścić, a jeśli poobijam mu tą śliczną twarz nic się nie stanie.
O bogowie czy ja właśnie... nie to napewno pomyłka. Ja nie mogę... Przecież jestem łowczynią, a to jest chłopak.
Cholera mam mętlik w głowie.
-Gdzie jesteś?! -Zaczęłam krzyczeć. -Chodź tu i pokarz, że nie jesteś tchórzem.
-Daj spokój Annie. -Pojawił się znikąd. -To tylko zabawa.
-Nie mów do mnie Annie.
-Przepraszam. -Puścił mi oczko.
Zauważyłam, że w ręce trzyma tylko długopis, więc zamachnęłam się, ale on zrobił unik, odetkał zatyczkę i długopis przeobraził się w miecz. Jak to możliwe?
Znów natarłam jednak on odbił moje uderzenie. 
Próbowałam jeszcze pare razy, ale nie mogłam trafić. Jest zbyt szybki.
Nagle coś mnie oświeciło.
Zamarkowałam cios i celowałam w nieosłonięte ramie. Byłam tak blisko od zranienia go.
Gdy nagle poczółam uderzenie, ale nie miecza.
Oszołomiona i przemoczona upadłam jakiś metr od miejsca w którym stałam wypluwając wodę. Zauważyłam jak Clarisse biegnie z naszą flagą. Bez trudu przekroczyła strumyk co oznaczało, że przegraliśmy.
Percy do mnie podszedł.
-Przepraszam. Troszkę mnie poniosło. -Podał mi rękę.
Wstałam z jego pomocą trzęsąc się z zimna. On widząc to ściągnął swoją bluze.
-Prosze. -Spojrzałam na niego jak na idiotę. -Daj spokój będzie ci cieplej.
Wzięłam ją i założyłam. Faktycznie zrobiło mi się cieplej. Bluza pachniała jego perfumami i oceanem. Ciekawe połączenie.
-Ja pójdę się przebrać i ci ją przyniosę.
-Pójdę z tobą.
-Dam sobię radę.
-Ale ja mam wyrzuty sumienia, więc pozwól mi iść. -Zrobił mine szczeniaczka.
-No dobra chodź.
Przez połowe drogi szliśmy w ciszy.
-To... -Zaczął. -córka Ateny. Tak?
-A ty syn Posejdona. Zgadza się?
-Tak.
-Fajnie. -Znów zrobiło się niezręcznie.
-Thalia mi o tobie opowiadała.
-Serio.
-No tak. A co?
-Wiesz ona mi mówiła, że to ty wypytywałeś o mnie.
-Może troszkę, ale wiesz to Thalia ona lubi sobię podkoloryzować. -Zrobił się czerwony na twarzy.
-Nie zmyślaj. -Zaśmiałam się.
-Ja nie zmyślam.
-Akurat.
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Dlaczego dołączyłaś do łowczyń?
-Długa historia. Może kiedyś ci opowiem. -Stanęłam przed drzwiami domku. -Wchodzisz?
Ewidentnie zaskoczyło go to pytanie, ale wszedł za mną.
-Ładnie. -Zaczął się rozglądać. -Wygląda trochę jak...
-W jakieś pracowni?. -Przerwałam mu.
-Dokładnie.
-Poczekaj tutaj, a ja pójdę się przebrać.
Wzięłam czyste ciuchy i poszłam do łazienki. Ściągnęłam przemoczone ubrania i założyłam czyste po czym wyszłam.
-Dzięki. -Podałam bluzę Glonomóżdżkowi. -Jest trochę mokra.
- Nic nie szkodzi. Wiesz do twarzy ci w niebieskim.
O bogowie czy on może przestać? 
-To idziemy na te ognisko?




Przybywam z 2 rozdziałem.
Mam nadzieję, że się podoba :)


środa, 28 maja 2014

Rozdział 1


Nowy Początek

-Nie możesz. Nie zrobisz mi tego.
-Przykro mi, ale nie mam wyboru.
Zostaniesz tam dopóki ataki na ciebię nie miną.
-Nie proszę. Odeślij mnie gdzie kolwiek tylko nie tam.
-Annabeth decyzja została podjęta. Wciąż będziesz łowczynią, ale twój wiek nie będzie stał w miejscu.
-Chce pani powiedzieć, że będę taka jak oni?
-Dokładnie, a teraz weź swoje rzeczy. Twój transport zaraz będzie.
Super. Nie prościej było by mnie zabić? Nie chcę tam wracać, a raczej nie chcę żeby te wspomnienia wróciły. Jedyny plus jest taki, że spędzę troche czasu z Thalią.
Wyszłam z namiotu. Koło Artemidy stał jakiś facet opierając się o auto.
Podeszłam do nich.
-Oh, gotowa? -Niechętnie kiwnęłam głową. -To jest mój brat Apollo. Zawiezie cię do obozu.
-Miło mi cię poznać Annabeth-Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja na niego spojrzałam jak na
idiotę. -Nie, to nie. Wsiadaj mamy kawałek drogi.
Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o podróży z tym bogiem.
-Niestety kochana musisz wytrzymać. -Artemida jakby czytała mi w myślach.
Wsiadłam do auta od strony pasażera, a Apollo zajął miejsce kierowcy.
-Zapnij pas. Nie chcę żeby siostrzyczka robiła mi wykłady. Zrobiłam co kazał.
-A ty?
-Ja nie muszę jestem bogiem.
Bóg odpalił swój samochód i zaczęliśmy lecieć. Zaraz czy my do cholery naprawde lecimy?
-Wyluzuj. -Zaczął Apollo. -Niedługo będziemy na miejscu.
-Super. A nie możesz mnie wypchnąć?
-Niestety nie. Dałbym ci poprowadzić, ale po ostatnim razie wolę nie ryzykować.
-Ostatnim? Woziłeś już półbogów?
-Jasne. Ostatnim razem wiozłem Thalię i Percy'ego.
-Thalie? Thalie Grace córkę Zeusa?
-Innej Thali nie znam.
-Co się wtedy stało?
-Nic takiego zaparkowała w jeziorze.
Wbuchłam śmiechem. Wyobraziłam sobie Thalię z jej lękiem wysokości za kierownicą latającego auta.
Zaczęliśmy schodzić niżej.
-Już jesteśmy?
-Prawie. Wyląduje przed Wielkim Domem. Pasuje?
Kiwnęłam głową. Serce podeszło mi do gardła na myśl o obozie. Może w głębi duszy chciałam tutaj wrócić?
Brat Artemidy zaczął pstrykać mi przed oczami.
-Już możesz wysiąść.
Nawet nie zauważyłam, że wylądowaliśmy. Wzięłam plecak i wyszłam z samochodu.
-Dziękuję.
-Polecam się na przyszłość i jeszcze jedno. Nie traktój go tak on dużo zmieni w twoim życiu.
Zanim zdąrzyłam go zapytać co miał na myśli odleciał, a ja przypomniałam sobię, że Apollo przewiduje przyszłość.
Zrezygnowana podeszłam do drzwi i zapukałam.
Po chwili usłyszałam głos koordynatora, więc weszłam.
-Annabeth dobrze, że już jesteś.
-Wiedziałeś, że przybęde?
-Oczywiście. Zostałem poinformowany przez twoją matkę, a teraz opowiedz mi o tych atakach.
Opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło.
Rozległ się dźwięk pukania i do środka wszedł jakiś chłopak.
-Chejronie nie widziałeś... O przepraszam nie wiedziałem, że masz gościa.
-Nic się nie stało. Podejdź tu.
Zaczęłam mu się przyglądać.
Jest przystojny, dość wysoki, czarne włosy ułożone w artystyczny nieład i oczy przypominające morską zieleń.
To jest Percy. Percy to jest Annabeth.
-Ładnie. -Zaczął świdrować mnie wzrokiem. -To ja nie będę wam przeszkadzał.
-Czekaj jeszcze jedno. Będziecie kapitanami drużyn w dzisiejszej bitwie o sztandar.
-Jasne. -Wyszedł.
-Jeśli o ciebie chodzi to znów jesteś grupową domku Ateny.
-Tak poprostu?
-Twoja matka sobie tego zażyczyła,a teraz idź się przywitać z przyjaciółmi.
Poszłam najpierw do swojego domku zostawić tam rzeczy.
Oczywiście zostałam ciepło przywitana, a następnie poszłam do Thalii.
Gdy weszłam do środka córka Zeusa odrazu się na mnie rzuciła.
-To ja pójdę do siebie. -Dopiero teraz zauważyłam, że ten chłopak tam był. Chodź wszystko ci opowiem.


I jak wam się podoba
pierwsze spotkanie
Percy'ego i Ann?
Następny w sobote

wtorek, 27 maja 2014

Prolog

Artemida wysłała mnie razem z grupką innych łowczyń na misje podczas gdy ona miała jakieś obrady na Olimpie.
Musimy wytropić lwa Nemejskiego.
Nie ukrywam, że się boję zwłaszcza, że w ostatnim miesiącu potwory atakowały tylko mnie, ale muszę być twarda.
Nie mogę okazać słabości przy łowczyniach zwłaszcza, że jestem porucznikiem.
Robiło się coraz zimniej, więc rozkazałam rozbić namioty, a sama zajęłam się ogniskiem.
Gdy wkońcu mi się udało siadłam przy palenisku ogrzewając ręce.
W takich chwialch lubię powspominać stare czasy. Moich przyjaciół z obozu.
Czasami myślę, że gdyby nie Luke było by jak dawniej i może nawet byli byśmy razem. Nadal nie mogę zrozumieć dlaczego on nas zdradził.
Usłyszałam szelest w krzakach, więc naciągłam cięciwe łuku, ale okazało się, że to zwykła sarna.
Myślałam, że jestem bezpieczna  do póki się nie odwróciłam.
Pare metrów za mną stał obrzydliwy Lajstrygon. Sparaliżował mnie strach. Moje łowczynie zaczęły bombardować go strzałami, ale on nie zwrócił na nie uwagi tylko szedł wprost na mnie.
Próbowałam się ruszyć lecz moje nogi były jak z ołowiu.
Zamknęłam oczy i już szykowałam się na najgorsze gdy nagle potwór zamienił się w kupke pyłu, a przedemną stanęła Artemida.
-Kolejny atak?
Kiwnęłam głową.
-Tylko na ciebię?
Powtórzyłam gest. Chyba wciąż jestem zszokowana.
Bogini pokazała abym poszła za nią, więc grzecznie ruszyłam do przodu.
Weszłyśmy do namiotu.
-Na Olimpie rozmawiałam z twoją matką. -Zaczęła. -Podjełyśmy decyzję.
-Jaką decyzję. -Poczółam się troche pewniej.
-Nie możemy ryzykować. Wracasz do obozu.




O to prolog
Mam nadzieję, że się spodoba
Pierwszy rozdział niebawem

Bohaterowie


Annabeth Chase



17-sto letnia córka Ateny i Fryderyka Chase'a
Od strony ojca ma dwóch przyrodnich braci.
Gdy Luke przeszedł na strone Kronosa dołączyła do łowczyń Artemidy gdzie jest porucznikiem. 
Stało się to dwa miesiące przed przybyciem Percy'ego do obozu
Od tamtego czasu wogóle nie odwiedziła dawnego domu.



Percy Jackson


17-sto letni syn Posejdona i Sally Jackson.
Jest niesamowicie odważnym herosem
Poświęciłby własne życie aby ratować przyjaciół.
Potrafi panować nad wodą.
Nigdy nie widział Annabeth.
Co się stanie gdy się spotkają?




Grover Underwood

Dawny przyjaciel Annabeth jako jedyny saryr odnalazł Pana, a pomógł mu w tym Percy. Są najlepszymi przyjaciółmi
To właśnie on przyprowadził syna Posejdona do obozu.


Clarisse La Rue


Jest w tym samym wieku co Percy i Annabeth. Jej ojcem jest Ares bóg wojny
Jest przyjaciółką Percy'ego już nie raz pomogła mu w trudnej sytuacji.
Jej chłopak jest synem Hermesa, który zdradził Luke'a



 Thalia Grace

Córka Zeusa o dwa lata starsza od Percy'ego. Dawna przyjaciółka Annabeth. Razem z Lukiem przeszły przez połowe Stanów
Jako córka Gromowładnego potrafi kontrolować pioruny



Luke Castellan


Syn Hermesa, który zdradził ojca, a teraz za wszelką cene chce zniszczyć bogów.
Gdy był mały obiecał Annabeth, że już zawsze będą rodziną.
Nienawidzi Percy'ego ponieważ tylko on może go powstrzymać.




Nico di Angelo


Kolejne dziecko wielkiej trójki.
Ma 15 lat.
Jest zamkniętym w sobie chłopakiem potrafi się otworzyć tylko przed synem Posejdona poniewaź jest jego jedynym przyjacielem.
Jako syn Hadesa potrafi panować nad zmarłymi




Scott McCall

Scott pojawia sie z nienacka, nikt nie wie kim jest ani skąd pochodzi.
Ma 18 lat
Odkąd przybywa do obozu ma tylko jeden cel:
Odnaleźć swoje stado.
Co to oznacza?
Czy Annabeth mu w tym pomoże?
Kim tak naprawde jest?