środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 7

"Mam przechlapane"


Nie wiem ile czasu minęło odkąd nas zamkniętą. Ktoś wszedł do pomieszczenia, otworzył moją celę i wrzucił coś, a raczej kogoś. To Percy.
Jego dziura w brzuchu zniknęła, był blady i słaby, ale żył i to najważniejsze.
-Nico -podeszłam do krat -dasz radę przenieść go cieniem?
-Jasne, ale muszę wziąć jeszcze kogoś.
-Weź Thalie. Ja poczekam.
Kiwnął głową po czm wszedli z córką Zeusa w cień i pojawili się obok mnie.
-Na pewno dasz sobię radę?
-Co to dla mnie?
Podeszli do Glonomóżdżka i zniknęli.

Wszystko szło świetnie do póki nie przyszedł Luke.
Rzucił się w moją stronę i pewnie by mnie złapał gdyby nie syn Hadesa, który pojawił się znikąd. Chwycił mnie za rękę i zniknęliśmy w ostatniej chwili.
Zrobiło się ciemno, zimno i ogarnął mnie dziwny lęk.
Miałam ochotę położyć się na ziemi i rozpłakać na szczęście to uczucie minęło i po chwili znaleźliśmy się na wzgórzu herosów, obok leżał Percy przy którym klęczała Thalia. Podnieśliśmy go we trójkę i zaczęliśmy iść w stronę bramy. Gdy ją przekroczyliśmy momentalnie pojawił się Chejron.
Nie zadawał żadnych pytań, tylko kazał położyć sobię Glonomóżdżka na grzbiecie
Chciałam pójść z nimi, ale koordynator stwierdził, że lepiej będzie gdy pójdę odpocząć.
Nie miałam ochoty się z nim kłócić, więc poprostu zrezygnowałam, a centaur odgalopował z moim... "no właśnie kim?" Postanowiłam nie zawracać sobię tym głowy, a przy najmniej do póki Percy nie wyzdrowieje.
Nie zauważyła kiedy weszłam do domku.
Rzuciłam plecak w kąt i położyłam się na łóżko. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.



-Annabeth wstawaj. -Ktoś zaczął mną potrząsać.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Thalie.
-Nie można już sobię pospać? -Nakryłam się kołdrą
-Nie marudź tylko wstawaj -znów zaczęła mną szarpać -chodzi o Percy'ego.
Po usłyszeniu ostatniego zdania zerwałam się na równe nogi. Moje serce zaczęło bić szybciej.
-Co się stało?!
-Uspokój się. Chejron chce z tobą porozmawiać.
Założyłam buty, wzięłam bluzę i wybiegłam z domku zostawiając przyjaciółkę.
Dobiegnięcie na miejsce nie zajęło mi dużo czasu.
Drzwi były otwarte, więc weszłam bez pókania. Chejron przeglądał jakieś papiery.
-Coś się stało? -Spojrzał na mnie znad kartki.
-Thalia powiedziała, że chcesz ze mną porozmawiać.
-Faktycznie. Usiądź. -Wskazał miejsce na przeciwko siebię.
Podeszłam niepewnie i zajęłam wskazane przez koordynatora miejsce.
-Nico i Thalia opowiedzieli mi o wszystkim co się wydarzyło, ale ciekawi mnie dlaczego Luke nie dał Percy'emu umrzeć, wiesz coś może?
-Tylko tyle, że Percy jest potrzebny Kronosowi. Nic więcej.
-W takim razie możesz już iść.
-A jak on się czuje?
-Powoli zaczyna dochodzić do siebie, ale gdy się obudzi może mieć problemy z pamięcią.
-Czy mogłabym go zobaczyć?
-Jasne jest na górze, więc...
Pobiegłam na górę nie dając mu skończyć.
Percy spał, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Miał na sobię obozową koszulkę i czyste spodnie.
Podeszłam bliżej i usiadłam na jednym z krzeseł. W głowie słyszałam słowa Chejrona. Może fata dają mi drugą szanse? Może Artemida o niczym nie wie i będę mogła wrócić? Może tak będzie najlepiej dla nas obojga?
Jeśli tak, to dlaczego myśl o tym tak boli?
Spojrzałam na Glonomóżdżka.
Wygląda tak słodko, pomijając fakt, że się ślini.
Dotknęłam jego ręki, a on otworzył oczy. Był zdezorientowany.
-Co... co się stało?
-Percy dobrze się czujesz?
-Tak, ale kim ty jesteś?
-Nie pamiętasz mnie?
-Nie pamiętam nic prócz swojego imienia, więc kim jesteś?
-Jestem Annabeth Chase, twoja ... -urwałam -przyjaciółka.
W tej chwili moje serce miało ochotę wyjść i mnie spoliczkować.
Zaczął mnie świdrować wzrokiem.
-Pójdę po Chejrona .
Zbiegłam szybko po schodach i wpadłam do gabinetu centaura.
-Percy -wydyszałam -obudził się.
Koordynator najszybciej jak tylko mógł ruszył na górę, a ja za nim.



Po diagnozie Glonomóżdżka Chejron kazał mi go oprowadzić w celu "odświerzenia pamięci" , więc musiałam mu wszystko tłumaczyć.
-Przypomniałeś coś sobie?
-Nie.
-Dobra to została jeszcze Pięść Zeusa.
-Prowadź.
Skręciliśm w stronę lasu.


-Na pewno idziemy w dobrą stronę?
-Tak.
Spojrzał na mnie -Ładnie ci w tej bluzie.
-Oh dzięki. Ona jest... twoja. -Zaśmiałam się.
Stanął.
-Za karzdym razem gdy cię widzę -złapał mnie za rękę -serce bije mi mocniej.
Zaczął się zbliżać, cofnęłam się i wpadłam na drzewo.
-Zabawne, wtedy też byliśmy w lesie.
-Chwila, czy ty... -Nie dokończyłam bo mnie pocałował.
-Mówiłaś coś?
-Tak ty... -Znów zamknął mi usta.
-Teraz ja będę mówił.
-Ale...
-Ciii -położył mi palec na ustach -ja będę mówił.
Skrzyżowałam ręcę na piersi.
-Annabeth Chase, córko Ateny choćbyś nie wiem ile razy mnie odtrącała i zniechęcała ja nie odpuszczę. Myślę o tobie cały czas. Wiem, że herosi nie żyją długo, ale ja cię kocham i nie obchodzą mnie bogowie, potwory i nikt inny. Dla mnie liczysz się tylko ty, więc zostaniesz moją dziewczyną?
Nie odpowiedziałam tylko złapałam go za koszulkę i pocałowałam.
-Czy to znaczy "tak"?
-Zdecydowanie.
Wpił się w moje usta, a ja oddałam pocałunek muskając jego ciepłe wargi.
Wplotłam palce w jego włosy, a on położył mi rękę na tali.
Usłyszałam znajomy głos:
-Annabeth Chase.
Odwróciłam się.
Za mną stała Artemida.






Nie jest zbyt przesłodzony?
Jestem w opur zmęczona i czuję się jakby traktor po mnie przejechał
Powód:
Pająk w pokoju XD
A wy boicie się czegoś?


niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 6

Wpadamy w tarapaty


Stoję w pokoju, który jest ... różowy?
Tak to zdecydowanie róż w dodatku strasznie jaskrawy.
Przedemną zmaterializowała się jakaś postać.
-Afrodyta?
-Witaj skarbie.
-Czego chcesz? -Wycedziłam przez zęby.
-Dlczego masz zły chumor? Powinnaś się cieszyć znalazłaś chłopaka. Czyż to nie cudowne?

-Chwila. To twoka wina. Prawda? Rzuciłaś na mnie jeden z tych swoich cholernych uroków.
Bogini pokręciła głową. -Jesteś taka bystra lecz nie widzisz oczywistych rzeczy.
-W jakim sensie? -Skrzyżowałam ręcę na piersi.
-Czasami miłość wybiera własną drogę.
-O czym ty do cholery mówisz? Przecież ty od tego jesteś.
-Masz racje, ale twoje serce samo wybrało i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam tak silnego uczucia. Daje ci kredyt Annabeth Chase -zaczęła się rozmywać -nie zmarnuj go.

Obudziłam się zdezorientowana. Percy siedziała kawałek dalej wymachując swoim mieczem z nudów.
Zaczęłam się śmiać, a on momentalnie się odwrócił i uśmiechnął.
-Jak się spało? -Podszedł do mnie.
-Daj spokój -chwyciłam go za rękę -nasza przyjaciółka nas potrzebuje, a ty się mnie pytasz o coś takiego. Chodź.
-Musimy poczekać.
-Żartujesz?! -Zaczęłam krzyczeć. -Thalia tam cierpi, a ty karzesz mi czekać?!
Zaczęłam płakać.
-Spokojnie -przytulił mnie - musimy poczekać na mojego przyjaciela on nam pomoże.
Jego słowa trochę mnie uspokoiły.
Usłyszałam chrząknięcie i szybko się odsunęłam chwytając za sztylet. 
-Nico jak dobrze, że jesteś. -Percy podszedł do chłopaka ubranego na czarno i przybił piątke. -Wiesz gdzie jest?
-Jest tam gdzie podejrzewałeś.
Podeszłam bliżej.
-Ale jestem głupi. -Glonomóżdżek uderzył się w czoło. -Nico to jest Annabeth Chase.
-Nico di Angelo -wystawił rękę -jesteś dziewczyną Percy'ego?
-Nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Okej. -Spojrzał na syna Posejdona-Spotkamy się na miejscu.
Zniknął tak samo szybko jak się pojawił.
-Nie wiedziałem, że przyjaciele się całują. -Odwrócił się i zamknął oczy.
"Super teraz będzie się na mnie obrarzał."
-Będziesz tak stał?
Nie odezwał się. Po chwili dostrzegłam ciemny krztałt na niebie. Przed nami wylądował czarny pegaz.
-Ann to jest Mroczny. -Pogłaskał zwierzę. -Nie ona nie ma donatów.
-Nie wiedziałam, że masz pegaza.
-Nie można wiedzieć wszystkiego. -Wsiadł na Mrocznego po czym wyciągnął rękę i mi pomógł.
-Dokąd lecimy?
-Na Księżniczke Andromedę.





Wylądowaliśmy na dolnym pokładzie.
Glonomóżdżek kazał Mrocznemu gdzieś odlecieć.
-Gdzie jest Nico.
-On da sobię radę. -Zaczą się rozglądać. -Musimy iść zanim ktoś nas zauważy.
Przystałam na jego propozycje. Nie mam ochoty na walke.
Zaczęliśmy otwierać jedną kabine po drugiej w poszukiwaniu Thali.
Usłyszałam dźwięk kroków, Percy chwycił mnie za rękę i pociągnął do jednej z kabin.
-Po co my to robimy? -Zapytał jakiś chłopak.
-Pan Luke kazał nam wszystko przeszukać. Podejrzewa, że reszta gdzieś się tu kręci. -Odparła dziewczyna.
-Zawsze dostajemy najgorszą robotę.
Odeszli, a ja zaczęłam się rozglądać.
Zebrało mi się na wymioty.
Metr od nas na podłodze leżało coś podobnego do jaj, a dwuch z nich była Thalia i Nico.
Odwróciłam się, żeby na to nie patrzeć i przytuliłam się do Glonomóżdżka.
Nie wiem czy chciało mi się bardziej płakać czy przywalić temu kto to zrobił.
Percy pocałował mnie w czoło. -Będzie dobrze.
-Musimy ich wyciągnąć. -Podeszłam do tego w którym była Thalia i chwyciłam za sztylet.
-Czekaj możesz im coś zrobić.
-Nie mam wyboru.
Widocznie się ze mną zgodził bo podszedł do Nika i odetkał Orkan.
-Na trzy.
Zaczęliśmy odlliczać, a następnie przecięliśmy to świństwo. Nasi przjaciele upadli kaszląc.
-Co na Hadesa się stało?
-Nie mamy czasu. Musimy uciekać.
Podeszłam do drzwi i popełniłam największy bląd. Otworzyłam je wpałam na grupę półbogów.
-Proszę, proszę -odezwał się jeden- czyli Luke miał racje. Zabierzcie ich do niego.
Dwójka podeszła do mnie, pozbawili mnie broni, zawiązali czy i zaczęli gdzieś prowadzić.




Ktoś ściągnął mi przepaskę z oczu.
-Pan Luke zaraz zaszczyci was swoją obecnością.
Prychnęłam. Percy złapał mnie za rękę, a ja oparłam głowę o jego ramię.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł syn Hermesa z kilkorgiem innych półbogów.
-Czy ja już was nie złapałem? -Zwrócił się do Thali i Nika.
-Może już warjujesz.
Przeszedł dalej i stanął na przeciwko mnie i Percy'ego.
-No proszę. Moja dawna przyjaciółka i wróg numer jeden. -Zmarszczył brwi. -Jesteście parą? Sądziłem, że wciąż się we mnie podkochujesz.
-Możesz sobię pomarzyć.
-Mój informator powiedział, że jesteś łowczynią.
-Widocznie jesteś źle poinformowany.
-Podoba mi się twoje podejście dlatego to ciebię zlikwiduję jako pierwszą.
-Tknij ją tylko -odezwał się Percy- a przysięgam na Styks, że odeślę cię do Tartaru razem z tą twoją żałosną armią.
-Dlaczego tak ją bronisz. Ona cię nie kocha. Jest z tobą tylko dlatego, żeby zapomnieć o mnie.
Glonomóżdżek nie wytrzymał i rzucił się na niego, ale jeden ze sługusów był szybszy i wbił mu miecz w brzuch.
-Nie!
-Percy upadł na podłogę i zaczął się trzęść.
Uklękłam przy nim ze łzami w oczach.
-Ty idioto, coś ty zrobił?! -Luke zaczął się wydzierać.
-Ja... ja nie wiem.
-Jak to nie wiesz? Mówiłem, że on jest potrzebny Kronosowi. Zejdź mi z oczu, a wy dwoje po lekarza. Już!
Ktoś do mnie podszedł o złapał za ręcę.
Zaczęłam krzyczeć i się wyrywać, ale to nic nie dało. Zaczęło się robić ciemno i chyba straciłam przytomność.




Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać. Ten szajbus nad zamknął.
Thalia i Nico byli w jednej celi zaraz obok.
Po chwili dotarło do mnie co się wydarzyło. Percy jest ranny, albo już nie żyje.
-Jak się czujesz? -Zapytała Thalia.
-Źle.
-No tak. Kiepskie pytanie.
-Chyba nic gorszego się nie może zdarzyć.
-Poczekaj, aż Nico ci coś powie. Zmienisz zdanie.
-Zanim mnie złapali podsłuchałem rozmowe Luke'a.
-No i co mówił?
-Powiedział, że cała broń została nasmarowana jadem Kampe.







Wróciłam wczoraj, a raczej dzisiaj o 3.00, ale jest rozdział :)
Co myślicie?


niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 5

Rozdział dla Kochanego Anonimka i Radosnej Oli

Porwanie



-Co?! Powiedz, że to żart.
-Wyglądam jakbym żartowała?
-Przepowiednie są dwuznaczne. -Próbowałam się pocieszyć.
-Tak, a zwłaszcza ostatni wers. Bardzo dwuznaczny. -Przewróciła oczami.
Chciałam się z nią kłucić, ale do domku Thali wszedł Glonomóżdżek.
-Hej. -Uśmiechnął się do mnie. -Mogę ci pomóc się spakować jeśli chcesz.
-Dam sobię radę. -Rzuciłam w jego stronę i wyszłam najszybciej jak mogłam.
Wparowałam do domku Ateny, podbiegłam do szafki wyciągnęłam z niej plecak i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Gdy skończyłam usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach.
Miałam ochotę się rozpłakać. "Dlaczego moję życie musi być tak pokręcone?"
Przez to wszystko zrobiłam się strasznie senna, więc się położyłam.


Zaczęłam uciekać sama nie wiem przed czym, ale to coś było coraz bliżej. Nagle podknęłam się i upadłam. Byłam pewna, że to jakiś wystający korzeń, ale gdy spojrzałam w tamtą stronę omal nie dostałam zawału.
Na ziemi leżał Percy cały zakrwawiony w brzuchu miał ranę zupełnie jakby ktoś nadział go na miecz. Podeszłam, żeby sprawdzić puls, ale go nie wyczółam, dotknęłam jego policzka, był zimny, a oczy miał zamknięte.
Przytuliłam się do jego torsu i zaczęłam płakać.
W tym momencie miałam gdzieś to co mnie goniło.
-To nie dzieje się naprawdę. -Zaczęłam krzyczeć Percy'emu do ucha. -Ty żyjesz, musisz. Dla mnie.
-Annabeth.
Podniosłam się. Nie wiem jakim cudem, ale znalazłam się w domku Ateny, a kołomnie stała moja matka.
-Mamo co ty tutaj robisz?
-Muszę ci coś powiedzieć. -Jej ton mnie przeraził 
-Co się stało?
-Muszę to zaakceptować?
-Co zaakceptować?
-Poddałam cię próbie. Teraz widzę, że to co utworzyło się między wami jest potężne.
-O czym ty do cholery mówisz?
-O tym co czujesz do syna Posejdona,
-Ja nic do niego nie czuję. Jestem łowczynią.
Atena pokręciła głową. -Fata już dawno powiedziały mi jaki będzie twój los. Artemida też wie i wiedziała od samego początku. Przyjęła cię do łowczyń bo ja jej kazałam. Możesz sobię wmawiać, że go nie kochasz, ale obie wiemy, że jest inaczej. 
Chciałam jej powiedzieć, że nic z tego nie rozmiem, ale było już za późno.
Moja matka rozpłynęła się, a ja obudziłam się we własnym łóżku.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 5.50. "Nie dobrze. Mamy się spotkać o 6 przy sośnie."
Wstałam z łóżka, ubrałam się najszybciej jak mogłam, wzięłam plecak i wybiegłam z domku.
W umówione miejsce dotarłam w niecałe 5 minut.
-Hej. Zacząłem się martwić. -Odezwał się Percy.
Nie odpowiedziałam mu tylko podeszłam do Thali. To śmieszne, ale uznałam, że najlepszym wyjściem będzie unikanie go.
-Co ty wyprawiasz? -Zapytała moja przyjaciółka.
-Nie rozumiem.
-Wiesz, że w ten sposób tylko go zranisz.
-Daj spokój. -Podeszłam do furgonetki i wsiadłam do środka.
Thalia usiadła po śeodku, a Percy po drugiej stronie co mnie ucieszyło, a jednocześnie zdenerwowało.
W głowie wciąż słyszałam głos Ateny; "Fata już dawno powiedziały mi jaki będzie twój los" Co miała na myśli?
Percy cały czas mi się przglądał. W jego oczach zauważyłam smutek, żal i złość.
Znów usłyszałam głos matki:
"Możesz sobię wmawiać, że go nie kochasz, ale obie wiemy, że jest inaczej"
Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam gdy furgonetka się zatrzymała.
Wzięliśmy swoje rzeczy i wysiedliśmy
-To dokąd teraz? -Zapytał Percy.
Jedyne informacje jakie otrzymaliśmy to odnalezienie czegoś co doprowadzi nas do Luke'a.



***

Chodziliśmy po mieście aż do wieczora, ale nie natkneliśmy się na nic. Przenieśliśmy się do lasu żeby znaleźć nocleg.
-Pójdę poszukać suchego drewna na ognisko.
-Pomogę ci -Percy wstał.
-Nie powinniśmy zostawiać Thali samej.
-Dam sobię radę. 
Spojrzałam gniewnie na przyjaciółkę.
-Dobra chodź.

Przez 5 minut szliśmy w ciszy.
-Jak długo będziesz to robić?
-Ale co? -Uniosłam brew.
-Ignorować mnie, traktować jak powietrze.
-Ja cię nie ignoruję. Po co miałabym to robić? Pomyśl.
-Wiesz co myślę? Ty się boisz.
-Ja się boję? Niby czego?
-Stanął na wprost mnie. Jest tylko o pół głowy odemnie wyższy. -Boisz się tego co do mnie czujesz bo wiesz, że to jest zbyt silne.
-Niczego do ciebie nie czuję.
-Serio?
-Serio.
Percy zrobił coś czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie.
Zrobił to delikatnie, jakby bał się że zrobi mi krzywdę. Jego wargi były słone. Mój mózg na chwilę się wyłączył.
Odsunął się odemnie i oparł swoje czoło o moje.
-Proszę nie odtrącaj mnie. -Wyszeptał. -W ten sposób ranisz nas oboje.
Już miałam powiedzieć, że nie będę, że go kocham i chcę z nim być, ale z daleka usłyszęliśmy ryk potwora.
Ruszyliśmy w tamtą stronę. Thalia wlczyła z Mantikorą.
Percy chciał jej pomóc, ale zanim zdąrzył wyciągnąć długopis oboje zniknęli.
Stanęłam oszołomiona zupełnie ja Glonomóżdżek.
Zaczęłam panikować. -Percy my musimy jej szukać.
Podszedł do mnie. -Znajdziemy ją. Obiecuję.
-No to na co czekasz?
-Nie warto teraz ryzykować. Zrobimy to rano, a teraz lepiej się prześpij. -Pocałował mnie tym razem pewniej. -Ja wezme wartę.
Nie pamiętam kiedy zasnęłam.







I jak? Może być
Piszcie komcie (zrymowało się)
Nwm kiedy next, ale będę was informować. Okay?


wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 4

Thalia nas wybiera

-Bluzy zapomniałam cwczoraj oddać, więc ją przyniosłam.
-Nie trzeba było, mówiłem, że ty w niej lepiej wyglądasz.
-W takim razie biore ją sobie -wzięłam bluzę w rękę - a ty się ubierz i chodź na trening.
-A ty gdzie?
-Na arene.
-A nie możesz na mnie poczekać?
-Mogę tylko się pospiesz.
-Zaraz wracam. -Wziął ubrania z szafki i pobiegł do łazienki. -Tylko czekaj.
Nie minęło nawet 5 minut.
-Szybki jesteś.
-Bałem się, że pójdziesz. -Wydyszał. -Chyba pobiłem rekord.
Zaśmiałam się. -Zapomniałeś o włosach.
-To nie problem. -Przeczesał je palcami.
-Dobra chodź. -Wyszliśmy z jego domku.
-Serio przyszłas tylko oddać bluzę?
-Tak, a co?
-A nie stęskniłaś się? -Poruszył brwiami.
-Jestem łowczynią. -Wystawiłam mu język.
-A może...
-A może, co?
-Nie ważne.
-No powiedz.
-Może za miast na trening poszli byśmy na plażę?
-W sumie. Czemu nie?
-Serio?
Tak. Idziesz czy nie?
Poszliśmy wolnym krokiem.
Chciałam usiąść na piasku, ale Percy pociągnął mnie za rękę.
-Dokąd mnie ciągniesz?
-Do wody.
-Ale ja nie chcę.
Spojrzał na mnie jak na idiotke po czym wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wody.
-Percy puść mnie, proszę.
-Nie. -Uśmiechnął się. -Musze ci coś pokazać.
Gdy się zanurzyliśmy zamknęłam oczy i wstrzymałam oddech, ale okazało się, że nie potrzebnie ponieważ Percy stworzył w okół mnie bąbel powietrzny.
Przez cały czas trzymał mnie za rękę, co mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Percy pokazywał mi przeróżne ryby i rafy koralowe.
Glonomóżdżek puścił mnie i gdzieś odpłynął, na szczęście nie na długo.
Znów chwycił moją dłoń, wypłynęliśmy na powierzchnie i wyszliśmy na brzeg.
-Percy tam było niesamowicie.
-Dasz mi swój naszyjnik?
-Po co ci?
-Zaufaj mi.
-Okay. -Podałam mu moje gliniane paciorki.
-I zamknij oczy.
Zrobiłam co chciał. Po chwili poczółam jego chłodne palce na mojej szyji. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Glonomóżdżek odgarnął mi włosy i zawiązał rzemyk.
-Dobra, otwórz.
Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na paciorki. Na naszyjniku wisiał teraz niebieski koral.
-I jak?
-Jest piękny. -Przytuliłam go. -Dziękuję.
-Będzie ci przypominał o mnie.
-O tobie?
-To znaczy o dzisiejszym dniu. -zrobił się czerwony -w końcu spędziłaś go ze mną i...
-Rozumiem. Jeszcze raz dziękuję.-Zaczęłam się do niego zbliżać.
-Tu jesteście! -Nie wiadomo skąd pojawiła się Thalia. - Szukam was od godziny.
-Coś się stało?
-Tak. Chejron zwołał zebranie i tylko was gołąbeczki brakuje.
-Dobra nie złość się. -odezwał się Percy po czym chwycił mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę wielkiego domu.


***
Wpadliśmy zdyszani do pomieszczenis, a zaraz po nas wbiegła Thalia.
-Przepraszamy za spóźnienie. -Powiedzieliśmy równo.
-Gdzie wy byliście?
-Na plaży -wtrąciła córka Zeusa -robili do siebie maślane oczka.
-Jak romantycznie. -Westchnęła Silena.
-Nie prawda. -Zaptzeczyłam. -My tylko rozmawialiśmy.
-Więc nie jesteście razem? -Ciągnęła córka Afrodyty.
-Nie.
-To dlaczego ciągle trzymacie się za ręce?
Puściłam szbko ręke Glonomóżdżka.
-Uspokujcie się już i usiądźcie. Mam wam coś ważnego do powiedzenia.
Usiadłam koło Thali, a Percy na przeciwko.
-Co jest tak ważnego? -Zapytała Clarisse.
-Chcę was powiadomić o nowej misji.
-Kto ją poprowadzi? -Zapytała Thalia.
-Ty, dlatego udasz się teraz do wyroczni po przepowiednie, a reszta wróci do swoich zajęć.
Wyszłam najszybciej jak tylko mogłam, ale Percy mnie dogonił.
-Gdzie idziesz?
-Do domku. Źle się czuje.
-To może cię odprowadze?
-Jak chcesz.
-Słuchaj -zaczął -chcę cię przelrosić za tamto.
-Nic się nie stało. -Staneliśmy pod drzwiami domku Ateny.
-Serio?
-Tak.
-Czyli ci sie podobało. -Poruszył brwiami.
-Odrobinke przesadzasz. -Zaśmiałam się. -Jak ty to robisz?
-Co?
-Zawsze potrafisz mnie rozśmieszyć.
-Samo wychodzi.
-Mówisz?
Tak, a teraz idź się połżyć bo cię zaniose.
-Bierz mnie. -Zaczęłam się śmiać.
Percy wziął mnie na ręce i otworzył drzwi od domku po czym położył mnie na łóżku.
-Masz odpoczywać. -Pocałował mnie w policzek po czym wyszedł.
Zaczęłam obracać koral od Percy'ego i nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.



***
-Ann wstawaj.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Glonomóżdżka pochylonego nad moją twarzą.
-Co ty robisz?
-Budze cię, nie widać? -Odsunął się. -Już chciałem cię całować żeby sprawdzić czy się uda.
-W mózg się pocałuj. Po co mnie budzisz?
-Thalia wybrała cię na misje. Powinnaś się spakować.
-Co?! -Wstałam i wybiegłam z domku. -Przepraszam.
Zaczęłam biec najszybciej jak mogłam i zanim się obejrzałam stałam pod domkiem Thali. Weszłam bez pukania.
-Wybrałaś mnie na misje?
-Tak w końcu jesteś moją przyjaciółką.
-Kogo jeszcze?
-Percy'ego
-A przepowiednia?
-Nie chcesz jej znać.
-Dlaczego? No powiedz.
-Okay, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Zaczęła recytowć:
"Troje przyjaciół w poszukiwaniu wroga wyruszy
Niestety w kłopoty wpadną po uszy
Córka Ateny łowczynią będąc
Przysięge daną bogini złamie
Z chłopakiem się już nie rozstanie."











Wracam ze spóźnionym rozdziałem
za co was strasznie przepraszam, ale
ostatnio nie mam czasu na nic.
Mam nadzieję, że mi wbaczycie.
Next za tydzień

środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 3

Czy powinnam się tak zachowywać?


Nie chciałam isć z nim na te ognisko. To znaczy chciałam, ale nie chciałam... cholera to skomplikowane.
Tak czy inaczej szliśmy razem w ciszy, a ja ciągle mu się przyglądałam i sama nie rozumiałam dlaczego to robię.
Co on takiego w sobie ma?
Owszem jest bardzo przystojny, miły te jego morskie oczy i...o bogowie, o czym ja myśle?
-Dosyć- Skarciłam się w myślach.
Gdy doszliśmy na miejsce wszyscy obozowicze skupili swój wzrok na nas.
Speszona szybko uciekłam na ławkę, którą zajęło moje rodzeństwo, a Percy podszedł do Thali i zaczęli rozmawiać.
Czy to normalne, że jestem zazdrosna o ich relacje?
Próbowałam skupić się na piosenkach śpiewanych przez dzieci Apolla, ale przez cały czas czułam na sobię wzrok syna Posejdona. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale fakt, że on stoi tak blisko, a ja nie mogę do niego podejść mnie denerwował. Co jest absurdalne bo jestem łowczynią i nie powinnam nawet tak myśleć.
Nie wytrzmałam i poszłam.
Potrzebowałam miejsca gdzie będe mogła się wyciszyć, ale dlaczego poszłam na plaże? Usiadłam na ciepłym piasku wpatrując się w horyzont.
On jest taki ... inny. Może o to chodzi.
Albo Afrodyta nie ma już co robić.
-Dlaczego sobie poszłaś?
-O bogowie! -Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam Glonomóżdżka, który usiadł kołomnie. -Chcesz żebym dostała zawału?
-Przepraszam, ale żałuj, że nie widziałaś swojej miny. -Zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne -Wstałam. -Jesteś idiotą.
-Gdzie idziesz?
-Do domku. Robi się zimno.
-A nie mogłabyś zostać jeszcze troszkę?
Spojrzałam na niego. -Percy jest już późno.
-Plooose. -Zrobił mine szczeniaczka.
-Dobra, ale tylko chwile. -Usiadłam na poprzednim miejscu. -Po co mam zostać?
-Najpierw załuż bluze bo nie chcę żebyś się rozchorowała. -Podał mi ją. -A teraz opowiedz mi coś o sobie.
-A czy ty już nie wyciągłeś infornacji od Thali?
-Nie zdąrzyła mi powiedzieć wszystkiego.
Zaśmiałam się po czym powiedziałam mu wszystko co chciał wiedzieć, tylko nie rozumiem po co mu informacja o moim ulubionym kolorze.
-Dobra teraz ty.
-Okay.
-Jesteś całoroczny?
-Nie, ale może kiedyś.
-Kto cię przyprowadził do obozu?
-Grover.
-Brakuje mi pomysłów, więc dodaj coś od siebie.
-Jak sobie życzysz. Mój ulubiony kolor to niebieski, nie potrafię strzelać z łuku...
-Serio? -Przerwałam mu. -Może kiedyś dam ci lekcje.
Glonomóżdżek spojrzał na zegarek. -Nie chcę cię martwić, ale jest 2 w nocy.
-Naprawdę. -Zabawne, że z nim czas płynie tak szybko. -Lepiej chodźmy.
Wstaliśmy i zaczęliśmy iść w stronę domków. Percy uparł się, że mnie odprowadzi. Oczywiście nie obeszło się bez wygłupów.
Stanęliśmy pod drzwiami mojego domku. Percy zaczął się do mnie zbliżać, a ja się nie opierałam.
Nasze twarze dzieliły milimetry. -Śpij dobrze. -Wyszeptał po czym odszedł.
Przez chwile wpatrywałam się w miejsce gdzie niedawno stał syn Posejdona po czym otworzyłam drzwi i weszłam do srodka.
Szybko się przebrałam i położyłam się spać.

***

Gdy wstałam nikogo już nie było, więc szybko się ubrałam i wybiegłam z domku.
Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie uwagi byli zbyt pochłonięci swoim śniadaniem.
Przysiadłam się do stolika Ateny i zaczęłam smarować chleb dżemem.
-To twoja bluza? -Zapytała Camile.
-Co? Nie. -Dopiero teraz zauważyłam, że przez pomyłke wzięłam bluze Glonomóżdżka, którego nie było na śniadaniu.
Zjadłam najszybciej jak tylko mogłam i podeszłam do Thali.
-Hej.
-No, witam panią Jackson.
-Okay. Co bracia Hood dosypali ci do picia?
-Co? Nieważne. Widziałam ciebię i Percy'ego wczoraj na plaży.
-No tak. Rozmawialiśmy.
-Czyli to nie była randka? -Uniosła brew.
-Skąd ci to przyszł do głowy?
-Muszę iść. -Odbiegła.
Powinnam się bać ponieważ widziałam w jej oczach ten charakterystyczny błysk, który pojawia się gdy coś kombinuje, ale postanowiłam na razie o tym nie myśleć, więc ruszyłam w stronę domku Posejdona.
Ściągnęłam bluze Percy'ego i zapukałam lekko do drzwi.
Nikt się nie odzywał, więc nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka.
Poczółam morską bryzę, ale nie zdziwiło mnie to. Byłoby nawet przyjemnie gdyby nie pustka. Tylko jedno łóżko wyglądało na używane i to dosłownie bo spał na nim Percy.
Podeszłam cicho do szafki i odłożyłam bluzę na miejsce, spojrzałam na Glonomóżdżka po czym ruszyłam w strone wyjścia. Już miałam otwierać drzwi.
-Znamy się tak krótko, a ty już robisz porządki.






Tak to ja. Tęskniliście? 
Thalia shipuje Percabeth?
Co myślicie o rozdziale?
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi XD





niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 2

Bitwa i kąpiel
Usiadłyśmy na łóżku Thali.
-To twój kolega?
-Percy? Tak to tylko przyjaciel. A dlaczego pytasz?
-Tak tylko.
-A-ha.
-O co ci chodzi? Jestem łowczynią. Nie zapominaj.
-Dobra spokojnie. Nie denerwuj się bo tak mu nie zaimponujesz.
-Jesteś niemożliwa. -Wstałam. -Idę sobie.
-Przepraszam. -Podeszła do mnie. -Wybaczysz mi?
-Okay, ale masz ostatnią szanse.
-Dziękuje. O litościwa pani. -Wybuchnęłyśmy śmiechem-Słyszałam, że jesteś kapitanem.
-Skąd wiesz?
-Percy mi powiedział.
-A co dokładnie ci powiedział?
-Dobra cytuje "Drugim kapitanem jest taka śliczna blondynka Annabeth. Znasz ją?" I wtedy zaczął o ciebie wypytywać.
-O bogowie.
-A wogóle wybrałaś już domki?
-Myślałam nad domkiem Apolla, Hermesa i twoim.
-Ja się zgadzam.
-Świetnie to teraz chodźmy zorganizować resztę.
Wyszłyśmy od Thali i miałyśmy zamiar iść do Hermesa, ale po drodze natrafiłyśmy na Percy'ego.
-Cześć. Gotowa na przegraną?
-Co prosze? To ty będziesz płakał po przegranej z dziewczyną.
-Nie byłbym tego taki pewien.
-Idiota.
-W twoich ustach brzmi to jak komplement.
-Zaraz będziesz go miał odbitego na twarzy.
-Jeśli chcesz to śmiało. Dla ciebie wszystko.
Thalia powstrzymywała się od śmiechu.
Miałam straszną ochotę go uderzyć, ale postanowiłam zachować siły na później, więc poprostu odeszłam.
-Co to było?
-Pokonam go dziasiaj.
-Jako twoja przyjaciółka powinnam cię ostrzec, że w szermierce jest lepszy nawet od Luke'a.
-Nie obchodzi mnie to. Dostanie za swoje.
-Dobra chodźmy.
Domek Hermesa bez wachania się zgodził, ale Apollina trzeba było przekonywać. Zgodzili się pod warunkiem, że jeśli wygramy będą mogli zaśpiewać.
Strategie też mamy opracowaną czyli wszystko gotowe.
Do gry zostało jeszcze 10 minut, więc poszliśmy na miejsce.
Ustaliłyśmy, że domek Apolla razem z Thalią broni flagi, a Hermesa i Ateny atakują.
Gdy już wszyscy się zebrali, a Chejron przypomniał zasady zabrzmiał dźwięk konhy oznaczający, że możemy zaczynać.
Zaczęłam biec w stronę pięści Zeusa powalając przy tym paru przeciwników. Thalia coś do mnie krzyczała żebym uważała na wodę, ale ją zignorowałam.
Przeskoczyłam przez strumyk i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Percy'ego.
Owszem chcę się na nim zemścić, a jeśli poobijam mu tą śliczną twarz nic się nie stanie.
O bogowie czy ja właśnie... nie to napewno pomyłka. Ja nie mogę... Przecież jestem łowczynią, a to jest chłopak.
Cholera mam mętlik w głowie.
-Gdzie jesteś?! -Zaczęłam krzyczeć. -Chodź tu i pokarz, że nie jesteś tchórzem.
-Daj spokój Annie. -Pojawił się znikąd. -To tylko zabawa.
-Nie mów do mnie Annie.
-Przepraszam. -Puścił mi oczko.
Zauważyłam, że w ręce trzyma tylko długopis, więc zamachnęłam się, ale on zrobił unik, odetkał zatyczkę i długopis przeobraził się w miecz. Jak to możliwe?
Znów natarłam jednak on odbił moje uderzenie. 
Próbowałam jeszcze pare razy, ale nie mogłam trafić. Jest zbyt szybki.
Nagle coś mnie oświeciło.
Zamarkowałam cios i celowałam w nieosłonięte ramie. Byłam tak blisko od zranienia go.
Gdy nagle poczółam uderzenie, ale nie miecza.
Oszołomiona i przemoczona upadłam jakiś metr od miejsca w którym stałam wypluwając wodę. Zauważyłam jak Clarisse biegnie z naszą flagą. Bez trudu przekroczyła strumyk co oznaczało, że przegraliśmy.
Percy do mnie podszedł.
-Przepraszam. Troszkę mnie poniosło. -Podał mi rękę.
Wstałam z jego pomocą trzęsąc się z zimna. On widząc to ściągnął swoją bluze.
-Prosze. -Spojrzałam na niego jak na idiotę. -Daj spokój będzie ci cieplej.
Wzięłam ją i założyłam. Faktycznie zrobiło mi się cieplej. Bluza pachniała jego perfumami i oceanem. Ciekawe połączenie.
-Ja pójdę się przebrać i ci ją przyniosę.
-Pójdę z tobą.
-Dam sobię radę.
-Ale ja mam wyrzuty sumienia, więc pozwól mi iść. -Zrobił mine szczeniaczka.
-No dobra chodź.
Przez połowe drogi szliśmy w ciszy.
-To... -Zaczął. -córka Ateny. Tak?
-A ty syn Posejdona. Zgadza się?
-Tak.
-Fajnie. -Znów zrobiło się niezręcznie.
-Thalia mi o tobie opowiadała.
-Serio.
-No tak. A co?
-Wiesz ona mi mówiła, że to ty wypytywałeś o mnie.
-Może troszkę, ale wiesz to Thalia ona lubi sobię podkoloryzować. -Zrobił się czerwony na twarzy.
-Nie zmyślaj. -Zaśmiałam się.
-Ja nie zmyślam.
-Akurat.
-Mogę cię o coś spytać?
-Jasne.
-Dlaczego dołączyłaś do łowczyń?
-Długa historia. Może kiedyś ci opowiem. -Stanęłam przed drzwiami domku. -Wchodzisz?
Ewidentnie zaskoczyło go to pytanie, ale wszedł za mną.
-Ładnie. -Zaczął się rozglądać. -Wygląda trochę jak...
-W jakieś pracowni?. -Przerwałam mu.
-Dokładnie.
-Poczekaj tutaj, a ja pójdę się przebrać.
Wzięłam czyste ciuchy i poszłam do łazienki. Ściągnęłam przemoczone ubrania i założyłam czyste po czym wyszłam.
-Dzięki. -Podałam bluzę Glonomóżdżkowi. -Jest trochę mokra.
- Nic nie szkodzi. Wiesz do twarzy ci w niebieskim.
O bogowie czy on może przestać? 
-To idziemy na te ognisko?




Przybywam z 2 rozdziałem.
Mam nadzieję, że się podoba :)